Polacy i Europejczycy w ogóle, kochają zimowy vanlife… szczególnie w Portugalii, Hiszpanii, Grecji czy w Turcji 😀 Na poważnie znamy wiele osób podróżujących zimą niezwykle chętnie, a jako destynacje wybierają oni ciepłe kraje. Vanlifersi także uwielbiają uderzyć w ciepełko i już od listopada można obserwować, że większość kieruje się właśnie na południe Europy.
Jednak spójrzmy też na drugą grupę, zapewne mniej liczą, ale nadal pokaźną. Na tych, którzy w grudniu jadą nie na greckie wybrzeże, a tych, którzy chętniej wybierają zmarzlinę Skandynawii, szaleństwo na Alpejskim stoku lub tak jak my, zderzenie z gruzińską zimą.
Jak przygotować się do zimowego vanlife-u? Jak przetrwać noce, gdy na zewnątrz temperatura osiąga – 20 stopni Celsjusza? Dziś opowiemy Wam o tym, jak zrobiliśmy to my, jak sprawuje się nad VanDom, oraz gdzie popełniliśmy największe błędy!


Nasz pierwszy zimowy vanlife – sezon 2021/2022
Zima nadal w pełni, a końcówka stycznia i luty zawsze jawią się w mojej głowie, jako najzimniejszy okres w roku. Można więc powiedzieć, że to, co być może najchłodniejsze, dopiero przed nami. Pisząc ten post, siedzę w swoim VanDomie. Zaparkowaliśmy na południu Gruzji, a dziś w nocy słupek rtęci spadł do – 18 stopni Celsjusza. W naszym Vanie było przyjemnie ciepło i jeśli przebudziłam się w nocy, to tylko na moment, aby przewrócić się na drugi bok.
W tym roku zimę przywitaliśmy dość wcześnie. Przemierzaliśmy Turcję i pod koniec listopada byliśmy zmuszeni schować sukienki i letnie ubrania do skrzyni pod łóżkiem, przyjdzie jej teraz poczekać kilka miesięcy na powrót do szafy. Od okolic Jeziora Wan na wschodzie Turcji, przez podnóża Araratu, Park Kaçkar Dağları, aż do granicy z Gruzją towarzyszyła nam zima. Z kolei podróż przez Gruzję, to już całkowicie śnieżne szaleństwo. Dwa miesiące porządnego, zimowego vanlife-u, to dobry czas na podsumowanie co działa, co nie działa i jak się do tego przygotowaliśmy.
Przygotowanie do zimowego vanlife-u zaczęło się już na etapie.. budowy! Dokładnie tak, już podczas wyboru materiałów, planowaniu wnętrza i ostatecznym ustalaniu, co w vanie się znajdzie, a z czego rezygnujemy – zimowy vanlife był z tyłu głowy. W związku z naszym zamiłowaniem do klimatu północy, górskich wędrówek i zwyczajnym braku tego flow z 30-stopniowym latem wiedzieliśmy, że VanDom musi sprawdzić się też zimą.
O kosztach budowy Vana pisałam już na blogu w oddzielnym podsumowaniu. Zajrzyj też we wpis na temat czasu budowy i warsztatu pracy oraz o tym, co w budowie vana nam się udało, a co jest jeszcze do poprawki.
Dobór odpowiedniej izolacji – ściany, sufit i podłoga
Chciałbym powiedzieć, że użyliśmy super profesjonalnych mat izolacyjnych, wygłuszających i w ogóle totalnie pro zestawu na zimę. Niestety, nie mogę i to nie dlatego, żebyśmy ich nie chcieli. Na rynku jest wiele świetnych materiałów idealnych do budowy kampera, niestety ich cena za metr bieżący była dla nas zaporowa. Dlatego szukaliśmy innych opcji. Prawda, że nieprofesjonalnych, niekamperowych, ale dużo tańszych.
Na ściany i sufit położyliśmy najpierw maty termoizolujące Alufox, później wełnę mineralną, o grubości 5-7 centymetrów, a na koniec przykryliśmy to drewnianą boazerią. Przy wyborze kierowaliśmy się tzw. współczynnikiem izolacji cieplnej, oznaczonym jako Lambda. Według danych mata Alufox posiada współczynnik 0.029, a wybrana przez nas wełna 0.036.
Wiemy, że wełna jest często dyskwalifikowana przez obawę, że będzie łapała wilgoć. Cóż możemy powiedzieć, taka była nasza decyzja. Pod kątem trzymania ciepła lub niedopuszczania do przegrzania się samochodu w środku lata sprawdza się bardzo dobrze. Czy łapie wilgoć? Nie wiemy, ale z pewnością okaże się to dopiero przy ewentualnym remoncie i zdjęciu jej ze ścian.
Z kolei na podłodze mamy oryginalną sklejkę, dalej izolację Alufox, ponownie cienką sklejkę i linoleum. Wewnątrz samochodu nie jesteśmy w stanie zastosować już nic grubszego, bo Krzysiek musiałby chodzić zgarbiony, a tak – mieści się na styk 😁 Uznaliśmy, że jeśli zastosowana izolacja się nie sprawdzi, spróbujemy pokombinować z pianą PUR, ale pod samochodem.
Obecnie ewidentnie czuć, że podłoga nie do końca sobie radzi, gdy na dworze ziąb na – 20 stopni. Póki co zawsze nosimy papcie, jesteśmy też na etapie zakupu małego dywanu, aby położyć go pod stołem lub przed kuchnią. Pomysł na ocieplenie podłogi nadal mamy gdzieś w pamięci, ale zobaczymy jak wyjdzie w przyszłości.
Dodatkowo wszystkie możliwe szczeliny i profile wypełniliśmy pianą. W zimowym vanlifie każda nawet najmilejsza przestrzeń, gdzie może do środka wedrzeć się chłód jest ważna.


Ułożenie instalacji wodnej i zbiorniki na wodę
Kolejną rzeczą, na której się skupiliśmy, było ułożenie instalacji wodnej wewnątrz samochodu. Dziś wiemy, że dużo wygodniej byłoby mieć wszystkie rurki pod autem. Zyskalibyśmy nieco miejsca i przy jakieś awarii nie byłoby wycieku w Vanie, ale – no właśnie. Jeśli planujemy zimowy vanlife, nie mogliśmy zrobić tego inaczej, dlatego wszystkie wężyki doprowadzające i odprowadzające wodę są wewnątrz Vana. Tak samo z 90-litrowym zbiornikiem na wodę czystą, który znalazł się w bagażniku. Z kolei zbiornik na wodę szarą (brudną) znajduje się pod samochodem, ale w specjalnej skrzyni.
Na ten moment, to najlepsze rozwiązanie. Jednak Krzysiek nie byłby sobą, gdyby ciągle nie spacerował po sklepach (lub w Gruzji po bazarach) budowlanych i nie szukał innych alternatyw. Jego marzeniem jest znalezienie takich węży i odpowiedniej izolacji, aby całą instalację przenieść pod spód samochodu.
Co możemy powiedzieć, to że jak na razie tylko raz zamarzła nam woda, ale szybko się zorientowaliśmy i raz-dwa odpaliliśmy ogrzewanie.
Prysznic i toaleta w oddzielnym pomieszczeniu
I tutaj rozbiliśmy bank! Połączenie praktyczności i powiew luksusu w łazience o wymiarach 70 x 70 centymetrów. Dokładnie tak, nasza łazienka jest maleńka, ale dla nas idealna. Nie wyobrażam sobie zimowego vanlife-u bez łazienki w Vanie. No, chyba że zakładasz nocować na kempingach, albo jedziesz na krótkie wakacje. Umówmy się, że przez miesiąc można korzystać z toalet i pryszniców publicznych na pełnym luzie. Oczywiście, jeśli Ci to nie przeszkadza, możesz z komfortem używać ich nawet przez rok.
Jednak my wiedzieliśmy, że będziemy jeździć na dziko, na odludzia, z dala od cywilizacji. Wiedzieliśmy, że będziemy aktywni fizycznie, a nasza podróż na takich zasadach potrwa nieustannie około roku. Czuliśmy, że to zdecydowanie podniesie poziom naszego życia i posiadanie prysznica w VanDomu było bezdyskusyjne od samego początku.
Do łazienki mamy wstawiony robiony na wymiar brodzik zakryty podłogą z desek. Mamy toaletę kasetową, gdzie nieczystości wyjmuje się z całym pojemnikiem na zewnątrz samochodu. Doprowadziliśmy ciepłą wodę oraz rurę do ogrzewania, z kolei w suficie zamontowaliśmy mały grzybek, wywietrznik podłączony do światła – i to był błąd.
Wtedy uznaliśmy, że super, jeśli po włączeniu światła, automatycznie odpalać się będzie wywietrznik. Latem nie robi to różnicy, ale zimą widzimy, że lepiej, aby było to rozdzielone. Dzięki temu możemy najpierw wziąć prysznic w nagrzanym pomieszczeniu, a później po kąpieli włączyć wentylator. Unikniemy wtedy wywiewania nam ciepłego powietrza podczas kąpieli, które umówmy się, w łazience zimą jest na wagę złota. To znaczy, unikniemy tego, jak to poprawimy.


Ogrzewania wody i powietrza – Truma
Kilkukrotnie wspomnieliśmy już o ciepłym powietrzu i wodzie, którego dostarcza nam urządzenie niemieckiej marki – Truma. O zgrozo, kupiliśmy jakiś używany model, z którym mamy wiecznie jakieś problemy, dlatego naszym odwiecznym żartem jest śmienie się z niemieckiej precyzji. Tak naprawdę, to śmienie się przez zły, bo przy jej awariach nie jest nam do śmiechu. Całe szczęście, że Vana budowaliśmy sami i doskonale wiemy jak poradzić sobie z usterkami. Co nie zmienia faktu, że skubana psuje się zawsze, kiedy jest zimno!
Samo urządzenie jest super, dlatego po powrocie po prostu zmienimy ten model na inny. Truma działa na gaz i czterema rurami rozprowadza ciepłe powietrze po Vanie. Dodatkowo posiada 12-litrowy zbiornik na wodę, którą rozgrzewa do wybranej przez nas temperatury 40 lub 60 stopni. Stąd naprawdę ciepła woda i łazience i kuchni.
Butla z gazem LPG i mieszanka propan-butan zimą
Do Trumy należy podpiąć gaz i tutaj od każdego zależy, czy będzie to butla z gazem czy, zbiornik LPG. My zdecydowaliśmy się na butlę LPG 60 litrów. Zamontowana jest ona pod samochodem i tutaj rodzi się kolejny problem.
Plusem jest to, że mając zbiornik 60l, nie musimy się martwić, że nam go zabraknie. Mamy kilka adapterów, które pozwalają nam tankować na stacjach w różnych krajach. Właściciele butli gazowej mogą mieć problem z jej wymianą lub dotankowaniem. Jeśli mamy butlę gazową z Polski, to może okazać się, że nie wymienimy jej w Turcji, a przyjdzie nam kupić nową. Co wtedy ze starą? Sama butla, bez gazu też ma swoją wartość, wiec chcieliśmy uniknąć takich kłopotów. Udało nam się.
Jedynym problemem jest to, że na stacjach tankuje się mieszankę gazów propan-butan. Teoretycznie zimą na stacjach powinniśmy tankować wersję zimową, tzn. taką, gdzie stężenie propanu jest większe. Wszystko przez to, że butan jest wrażliwszy na ujemne temperatury i wtedy nie jest w stanie odparować. Stąd, jeśli w zbiorniku mamy mieszankę propan-butan, a na zewnątrz temperaturę minusową, to propan odparuje, a butan zostanie w butli w stanie ciekłym – czyli na nasze, będzie bezużyteczny, aż temperatura w zbiorniku nie wzrośnie.
Z naszego turecko-gruzińskiego doświadczenia wynika, że czasami połowa zbiornika jest bezużyteczna! Na gazówce widać mały płomień, więc teoretycznie trzeba jechać na stację zatankować gaz. Tankujemy do pełna, a na dystrybutorze tylko 30 litrów. Jak to? No właśnie tak, uzupełniliśmy tylko przestrzeń po odparowanym propanie. W zbiorniku nadal było 30 litrów butanu, który zimą nie odparuje. Dalej jest problem taki, że po dotankowaniu znów mamy do wykorzystania 30 litrów nowej mieszanki, więc ile nam z tego odparuje? Może 15 litrów?
Tak się nie da w nieskończoność i mamy tyle szczęścia, że co jakiś czas zjeżdżamy w okolice, gdzie jest około zera stopni i butan łaskawie się uaktywnia. Jednak uważamy to za wielki problem. Dlatego chcemy po powrocie wyposażyć się w trzeci system ogrzewania – webasto.

Drugi system ogrzewania – wymarzony kominek
Kominek był naszym marzeniem i sprawdza się cudownie! Jednak absolutnie nie można polegać na nim jak na jedynym źródle ogrzewania w Vanie, ABSOLUTNIE NIE! Kominek, nawet nasz, który jest maleńki, potrzebuje sporo drewna, a z drewnem jest różnie. My zbieramy takie, które uda nam się znaleźć, więc musimy być przygotowani na to, że nie wszędzie takie drewno znajdziemy, a nawet jeśli znajdziemy, to że będzie nadawało się do fajnego palenia.
Jeśli już znajdziemy drewno, to też nie takie hop pociąć go na odpowiednie kawałki. Początkowo woziliśmy ze sobą tylko siekierę, piłę ręczną i sekator (tylko 😂), a teraz w Gruzji dokupiliśmy jeszcze piłę elektryczną. Dziś mogę stwierdzić, że jest w tym całkiem sporo pracy, ale efekt końcowy genialny, wiec się opłaca.
Co jest ważne, to paląc kominkiem, nie jesteśmy w stanie utrzymać ciepła w Vanie przez całą noc. Stąd, zaraz po zaparkowaniu na noc, od razu przystępujemy do palenia (jeśli mamy drewno) i tak trzymamy mały ogień, aż do wieczora. Wtedy nie używamy do ogrzewania powietrza wspomnianej wcześniej Trumy. Tą odpalam dopiero w nocy, kiedy się przebudzę i jest godzina 4:00-5:00. Dzięki temu, przy porannym wstawaniu z łóżka mamy już w Vanie około 15-18 stopni, co jest dla nas idealną temperaturą.
Samowystarczalni, czyli prąd w Vanie
Ostatni punkt, przysięgam! Zimą mamy zdecydowanie mniej słońca, mamy krótsze dnie, więc i okazji do naładowania akumulatorów jest dużo mniej. Nie pomaga też to, że w okresie zimowym jak na złość, często spędzamy w vanie więcej czasu. Potrzeba więc prądu do światła, lodówki, ładowania elektroniki i działania innych sprzętów.
Nie korzystamy z kempingów i nie podpinamy się do zewnętrznych gniazdek. Posiadamy dwa panele fotowoltaiczne o mocy 650W oraz dwa akumulatory o pojemności 100aH 12V. Zimą szczególnie pilnujemy, aby zaparkować w słońcu lub włączamy prostownik podczas jazdy.


Czy ja wypisałam dopiero rzeczy, które uwzględniliśmy podczas budowy Vana?
Tak, a to dopiero część historii zimowego vanlife-u.
Zimowy vanlife rodzi wiele trudności i przyznam szczerze, że w teorii i na etapie planowania wszystko było jakby łatwiejsze. Podróże zimą, jakiekolwiek, to zupełnie inne życie, inne problemy i przygotowanie. O kilku rzeczach już wspomnieliśmy jak chociażby nieparujący butan i problemy z gazem LPG.
Problemy ze znalezieniem wody
Zimą wszystko zamarza, dlatego należy szczególnie uważać na to, gdzie przechowywany pewne rzeczy. Nam co prawda woda w Vanie nie zamarza, ale zamarzł nam wąż do jej nalewania. Dlatego naprawdę trzeba pilnować, gdzie wkładamy chociażby wąż do nalewania wody, albo np. łańcuchy! Jeśli złożymy je byle jak i wrzucimy byle gdzie, może okazać się, że podczas kolejnej próby użycia będą bryłą lodu.
Znalezienie wody do uzupełnienia zbiornika może być zimą szczególnie trudne, dlatego warto korzystać z każdej nadarzającej się okazji. W Gruzji nie brakuje publicznych kraników, gdzie wodę można pobrać za darmo, o ile zimą właśnie, woda nie jest zakręcona lub zamarznięta. Staramy się nie czekać, aż w naszym 90-litrowym zbiorniku zostanie ostatnie 10 litrów, tylko widząc kran z czynną wodą zawsze staramy się ją uzupełnić do pełna.



Zasypane parkingi, zamknięte drogi, zimówki i łańcuchy
Zima możemy spotkać się z tymi problemami każdego dnia. Wiele parkingów i potencjalnych miejsc noclegowych jest albo zasypana śniegiem, albo skuta lodem, gdzie trudno o dobry manewr samochodem. Dodatkowo boczne drogi mogą być nieprzejezdne lub jazda nimi bardzo niebezpieczna. W Gruzji wiele dróg zimą jest zwyczajnie nieprzejezdnych, przez co gro top miejscówek musieliśmy póki co odpuścić.
Nasze koła, mimo że opony wymieniliśmy w Turcji, nie są niezawodne. Dlatego uważam, że porządne, zimowe opony są tutaj kluczowe! Na wyposażeniu nie może zabraknąć łańcuchów i łopaty, bo te naprawdę ratują tyłek. Mamy ze sobą zestaw pasów transportowych, które nie raz były już w użyciu. Kilka razy my wyciągaliśmy z rowu kogoś, i ze dwa razy ktoś wyciągał z przydrożnego parkingu nas. To, czego nie mamy, a mogłoby okazać się pomocne, to trapy, które podkłada się pod koła. Mamy je na liście zakupów jak trafi się coś ciekawego przy okazji. Póki co ratujemy się długimi, drewnianymi najazdami (tym, co układa się pod koła, aby wypoziomować samochód).
W zimowym vanlifie nie zaszkodzi samochód z napędem 4×4, ale tego akurat już nie przeskoczymy. Mamy za to blokadę dyferencjału, która także się sprawdza (chociaż jak wspomniałam wyżej i my czasami potrzebujemy pomocy). Ciągle zdarza nam się jeździć dziwnymi trasami, przełęczami na ponad 2 tysiącach metrów i jakimiś polnymi drogami. Mamy jednak świadomość, że nie zawsze musi udać nam się wyjechać o własnych siłach. Takie to uroki zimy na pustkowiu.



Szyby w samochodzie i otwarta szoferka
Wiedzieliśmy o tym od początku, że połączenie szoferki z przestrzenią domową będzie miało swoje plusy i minusy. Plus to wygoda przemieszczania się i otwarta przestrzeń. Minus w tym kontekście, to ogromne szyby i drzwi, przez które ucieka najwięcej ciepła. Mało tego, nasz Van posiada jeszcze dwie duże szyby na tylnych drzwiach i dwa dołożona przez nas okna po bokach. Na zimę musieliśmy się specjalnie przygotować.
Dwa okna na tyle samochodu zakleiliśmy specjalną matą izolującą od zewnątrz, aby nie zbierała nam się wilgoć. Od środka mamy zawieszoną tylko zasłonkę, jednak widać, że mata zewnętrzna sprawdza się idealnie. To w połączeniu z dobrymi uszczelkami na drzwiach ogranicza wdzieranie się chłodu.
W szoferce z kolei zamontowaliśmy długie i grube zasłony – zrobione z koca. W Turcji wyrwaliśmy na bazarze najcieplejszy koc, jaki udało nam się znaleźć. Miał wymiary 2×2 metry, więc przecięliśmy go w dwóch miejscach i skonstruowaliśmy dwie zasłony. Każda zakrywa całe drzwi i ponad połowę przedniej szyby. Nie dość, że idealnie zaciemnia nam przestrzeń do spania, to super izoluje. Niemalże codziennie po ich odsłonięciu ukazuje nam się skuta lodem szyba, więc uwierzcie mi – trzyma świetnie.
Na bocznych oknach w przestrzeni mieszkalnej nie robiliśmy żadnych dodatkowych uszczelnień, więc tutaj wiszą tylko zwykłe zasłony. Te, mimo że nie należą do specjalnie grubych, o dziwo radzą sobie całkiem nieźle. W okresie zimowym niemalże nie używamy bocznych drzwi przesuwnych. Ostatnią rzeczą, jaką zakleiliśmy przed zimą, był wentylator dachowy. To znaczy, nie zakleiliśmy wentylatora, tylko jego daszek, co jeszcze lepiej uszczelniło to miejsce.



Wróg vanlifera, czyli jak walczyć z wilgocią
Pamiętajcie, że nie możemy zrobić z Vana całkowicie zaizolowanej puszki! Wentylacja jest równie ważna, jak ogrzewanie samochodu. Dlatego wentylator dachowy w samochodzie i oddzielny w łazience nadal pozostają w użyciu. Podczas jazdy staramy się też nieco przewietrzyć tylną część VanDomu, a wszystko przez wilgoć, która jest znana każdemu vanliferowi.
Dlatego zakupiliśmy myjkę do okien i zrobiliśmy to już latem. Wilgoć, która zbiera się na szybkach. Wycieraliśmy ją ścierką kuchenną, co było bez sensu, ponieważ ta mokra lądowała wewnątrz Vana i kiedy wysychała, to parowała – no właśnie znów wewnątrz samochodu. Później używaliśmy kuchennych ręczników, co było równie bez sensu, bo niekiedy cała rolka mogłaby w kilka minut pójść do kosza, bolało nas marnotrawco i portfel. Zakupiliśmy więc myjkę/ściągaczkę do okien z ładowanym akumulatorem. Wciąga wodę do małego zbiornika, z którego wylewamy ją prosto do zlewu. Najlepszy gadżet!



Przedmioty potrzebne mniej lub czasami bardziej:
- skrobaczka do szyb – nam się nie przydaje, bo przez to, że w vanie jest ciepło ta sama odtaje
- zmiotka do odśnieżania solarów – też nie używamy
- zimowe opony i łańcuchy
- linka do holowania i pas transportowy
- trapy lub ewentualnie najazdy pod koła
- zimowe płyny do diesla czy do spryskiwaczy
- myjka do okien i pochłaniacz wilgoci
- zasłony i maty izolujące na okna i drzwi
- łopata do odśnieżania i saperka do przekopania
- kabel, aby podpiąć się do źródła prądu.









