Góry Zachodniorumuńskie
Wąwóz Galbena znajduje się w Górach Zachodniorumuńskich, a dokładnie w Masywie Biharu. Ta część Gór Zachodniorumuńskich leży w ich centrum i to w nim znajdują się najwyższe szczyty tego pasma górskiego. Sam Masyw Bihorski dzieli się na dwie części i w jednym z nich królują połoniny z najwyższym szczytem Curcubăta liczącym 1848 m n.p.m. Drugą część masywu zajmuje rozległy płaskowyż Padis nazywany Królestwem Karpackiego Krasu. To właśnie tutaj odkryć możemy liczne jaskinie, studnie krasowe, kotły i wąwozy – w tym opisywany w tym wpisie Wąwóz Galbena.
Wyżej wspominany region znajduje się także na terenie utworzonego w 2000 roku Parku Przyrody Apuseni o powierzchni prawie 76 hektarów. Park obejmuje powiaty Alba, Bihor i Cluj, a na jego terenie znajdują się liczne rezerwaty przyrody. Wejście na teren parku przyrody jest bezpłatne. Zapłacić musimy jedynie za kilka atrakcji w okolicy, jak np. wejście do jaskiń, czy zwiedzanie muzeów.
Wąwóz Galbena – dojście z Vartop
W okolicy Wąwozu Galbena oraz rzeki Galbena jest cała sieć żółtych szlaków. Szlak od północy zaczyna się w okolicach miasteczek Pietroasa, Boga oraz nieco dalej z Padis. Od południa najbliższy szlak zaczyna się w Poienita lub tak jak wybraliśmy my – w Vartop.
Z Vartop ruszamy z samego rana, bo szlak który zaplanowaliśmy tego dnia obejmuje nie tylko Wąwóz Galbena ale i okoliczne góry i punkty widokowe, więc mamy co dreptać. Początkowo czeka na nas podejście i mocne zejście czerwonym szlakiem do skrzyżowania (gdzie też można pojechać samochodem, ale my nie chcemy aż tak mocno przemieszczać się naszym Vanem), ten odcinek to niecałe 3 kilometry, ma jednak rapem 143 metry pod górę i 231 metrów w dół, więc już wiemy co czeka nas na powrocie. W niecałą godzinkę przez las dochodzimy do rozwidlenia szlaków i tutaj wskakujemy na żółty szlak, który zaprowadzi nas prosto do wąwozu.
Wejście na szlak w wąwozie – via ferrata czy nie?
Nie wierzymy własnym nogom, ale tutaj czeka nas kolejne żmudne 4 kilometry wzdłuż strumienia i prawie 400 metrów w dół. Nie przepadamy za zejściami, chociaż i tak wolimy schodzić na koniec dnia, a tutaj? Odkąd wyszliśmy na szlak z Vartop zrobiliśmy już grubo ponad pół kilometra w dół. Docieramy do wodospadu i skrzyżowania czterech żółtych szlaków, widoki są super, a nie chcemy wchodzić do wąwozu na głodnego, więc szybko zabieramy się za przygotowanie obiadu. Na rozwidleniu pojawia się wycieczka szkolna, która pozostawia po sobie wspomnienie hałasującej młodzieży oraz kilka pustych puszek po energetyku. Szkoda, że dostrzegamy je dopiero po ich odejściu w innym kierunku, niż sami obieramy.
Z pełnymi brzuchami wybieramy żółty szlak oznaczony na mapie kropkami, a nie linią ciągłą – co oznacza, że na trasie możemy napotkać pewne trudności. Nie jest to via ferrata (tak sądzę), ale także nie nazwałabym go zwykłym szlakiem turystycznym.
Przepiękny szlak przez wąwóz i jaskinię
Circuilul Galbenei jak głosi mapa to 1 kilometrowy odcinek prowadzący przez Wąwóz Galbena. Szlak już na początku wita nas stalowymi linami, które mają nam pomóc przejść przy pionowych ścianach bez konieczności moczenia się w rzece. Zabezpieczenie trasy jest o tyle przyjemnie poprowadzone, że nie ma „nadmiaru” tych wszystkich udogodnień, co nam bardzo odpowiada. Dzięki temu nie możemy opierać się tylko na sztucznych ułatwieniach na szlaku, ale też samemu szukać stopni pod nogami albo szczelin, aby móc dodatkowo złapać się ręką ściany. Co prawda droga nie wymaga według nas sprzętu do via ferraty i koniec końców szli nią także rodzice z może 5 – 8 letnimi dziećmi, ale trasa sprawia nam wiele frajdy.
Im dłużej idziemy, tym bardziej jesteśmy zadowoleni i jednogłośnie stwierdzamy, że pierwsze nasze wyjście w Góry Zachodniorumuńskie dość wysoko stawia poprzeczkę. Jednak szczęki zbieramy dopiero po dotarciu do Wodospadu Evantai. Wypływa on ze jaskini i z wysokości około 7-10 metrów uderza o taflę jeziorka. Pełna energii ruszam na górę wodospadu, bo na ścianie tuz obok miejsca, gdzie ten wodospad się zaczyna widzimy punkt oznaczający szlak. Skoro jest szlak, to znaczy, że można wejść – ruszam ale na kilka metrów przed trochę powątpiewam i staram się na migi Krzyśkowi pokazać, że nieeee, chyba tam nie wejdę. Jednak jak to zwykle u nas bywa, wodospad robi za dużo hałasu, a moje migi nie zostają rozszyfrowane. Cóż poradzić – idę.
Na szczycie wodospadu robimy kilka zdjęć i nagle Krzysiek z radością odkrywa, że owszem jaskinię z wodospadem można ominąć bocznym szlakiem, ale przez tą jaskinię także prowadzi szlak. Wow! Bez większej refleksji sięgamy latarki z plecaka i ruszamy w głąb ciemnej jaskini, której dnem płynie rzeka tworząca Wodospad Evantai. Szlak przez jaskinię nie jest długi, liczy może 100 metrów i wychodzimy po drugiej stronie góry. To było całkiem niezłe doświadczenie, więc cały szlak Wąwozem Galbena otrzymuje kolejne punkty na plus.
To jeszcze nie koniec, bo jesteśmy dopiero w połowie trasy, ale dalej idziemy już spokojnie wzdłuż rzeki, która co rusz opada kaskadami do kolejnego basenu z wodą i tak przez całą resztę trasy – aż do Izbucul Galbena, które jest ostatnim zbiornikiem i zarazem sprawcą całego zamieszania. Aż trudno uwierzyć, że to miejsce daje początek tak pięknej trasie. Ostatnia prosta to już dojście do rozwidlenia szlaków, skąd łatwo można wrócić na parking. Jednak jak wspomniałam, zamiast wybrać szlak na zachód i zamknąć pętle wybieramy drogę na wschód i idziemy w kierunku Peștera Cetățile Ponorului, czyli Twierdzy (Jaskini) Ponor.
Ps. To wcale nie było takie hop, bo zgubiliśmy szlak, próżniej musieliśmy przedzierać się przez jakieś zarośla, aby ponownie wrócić na żółtą ścieżkę.
W kierunku kompleksu Twierdza Ponoru
Takim oto sposobem z planowanych 2,5 kilometra i 350 metrowego podejścia zrobiło się niemalże drugie tyle, ale kto by się tym przejmował, kiedy na horyzoncie zaczęły ukazywać się cudowne klify. Tutaj czekała nas kolejna zmiana koloru szlaku i tym razem z żółtej trasy zeszliśmy na niebieski, górny, widokowy szlak. Co chwila na pionowych skałach odkrywaliśmy kolejny punkt widokowy na okoliczne skały i wejście do popularnej Jaskini Ponor. Planowaliśmy nawet podejść do jej wrót, ale kiedy zatrzymaliśmy się w okolicy Valea Cetatii i sprawdziliśmy na mapie, że najkrótszy szlak powrotny to jeszcze 9 kilometrów i 500 metrów do góry daliśmy sobie spokój.
Wkroczyliśmy więc na luzie na czerwony szlak na południe, gdzie całe szczęście było trochę cywilizacji i udało nam się nawet pobrać czystą wodę z kranu do picia. Finalnie trekking skończyliśmy wieczorem i idealnie zdążyliśmy pozbierać jeszcze słoik jagód i jeżyn do owsianki. Zostawiam też mapę z trasą, którą obraliśmy.