Na dzień dobry przyznaję się bez bicia, że ja jestem idealnym odbiorcom wszystkich amerykańskich mówców, coachów i internetowych twórców, którzy krzyczą „Sky is the limit”. Łykam to jak młody pelikan, bezrefleksyjnie biorę jak pewniak. Wierzę, że chcieć to móc, że jak się człowiek stara to osiąga itd. Może nie byłoby w tym nic złego, jeśli do tej pory zachęcało mnie to do działania i pchało do przodu. Problem rodzi się w tedy, kiedy zderzenie z rzeczywistością zaczyna demotywować.
Czy to będzie wpis o błędach przy budowie Vana? Nie, nie, nie – taki pojawi się dopiero za tydzień! Dziś będzie wpis o czasie i niedoczasie, w jakim byliśmy wiecznie. Przy okazji napomknę o warsztacie pracy, etapach i tym podobnych sprawach, lecimy 💥
Wyjaśnię się może z tego wstępu. Wspomnę pewnie o tym jeszcze nie raz, bo ja naprawdę wierzyłam, że zrobimy vana w trzy miesiące! Nie wiem skąd taki deadline, ale jakoś tak pomyślałam, że jak basa kupiliśmy w listopadzie i już pod koniec miesiąca zaczniemy pracę, to w kwietniu ruszymy w drogę. Taki był mój obraz świata czytając wielu poradnikodawców, vanliferów, budowniczych i te wszystkie osoby ze świata czterokołowców. Ostatecznie chyba trafiałam na nieodpowiednie strony, może sama podświadomie szukałam w google haseł: jak zbudować vana w miesiąc?
Czas budowy naszego Vana
Wykonanie całkowitej przebudowy zajęło nam równe pół roku i to pół roku dość intensywnych prac – przypomnę, że samodzielnych. W tym czasie nie mieliśmy innej pracy, ani na etacie, ani we własnej firmie (edit. odsyłam do wpisu o formalnościach, tam jest krótkie info o działalności), więc cały czas poświęcaliśmy na pracę przy busie.
Samochód kupiliśmy 14 listopada 2020 roku, a dzień później sprowadziliśmy go do Polski. Dopiero 7 czerwca 2021 roku przerejestrowaliśmy go w Wydziale Komunikacji na pojazd specjalny kempingowy. Całe prace natomiast wykonywaliśmy równe pół roku: 25 listopada 2020 wjechaliśmy nim na garaż tym samym zaczynając pracę, a 25 maja 2021 roku z garażu wyjechaliśmy vanem gotowym do drogi.
Pora roku nie była naszym sprzymierzeńcem, bo rozpoczęcie tych prac zimą było trafieniem jak kulą w płot. Przez ten okres – podkreślę – pracowaliśmy od poniedziałku do niedzieli. W międzyczasie mieliśmy kilka wolnych dni na m.in. Święta Bożego Narodzenia i wyjazd w Bieszczady, Sylwestra i wypad na Śnieżnik, Wielkanoc w Krakowie, oraz kilka dni potrzebnych mi na zrobienie kursu i zdania egzaminu na prawo jazdy C i CE.
Ile może trwać samodzielna budowa Vana?
Na to pytanie odpowiedzi nie znajdziesz nigdzie, a jeśli szukasz tak jak ja, to chyba mogę to jednak zdementować – takiej informacji nie ma!
Z pewnością na czas budowy vana ma wpływ to, ile czasu jesteś w stanie poświęcić każdego dnia. Umówmy się, nie każdy ma na to dobę, a jeśli ma – to z tych 24 godzin na rzeczywistą pracę taką manualną zostaje nam i tak zaledwie kilka godzin.
Zależy też od wiedzy jaką posiadasz, a ile jeszcze uczysz się w trakcie. Nasza wiedza bowiem opierała się na aż pięciu osobach, a i tak poradniki na youtube mogły lecieć non stop. Mieliśmy szczęście, bo sam Krzysiek, jego dwóch braci oraz tata, a także mój wuja trochę się znają na tematach budowlanki, elektryki, elektroniki i samochodach. Dlatego w razie pytań zawsze mieliśmy okazję się kogoś poradzić. Poza tym ja jestem mistrzem wypytywania o wszystko pracowników sklepów – przepraszam Was kochani! Zapewne nie należę do ulubionych klientów, ale zawsze staram się chociaż zachować dobrą atmosferę jeśli już zawracam komuś głowę dziesiątkami pytań 😀
Jeśli w czasie budowy wiele rzeczy musisz jeszcze doczytać, wypróbować, kupić, oddać, poprawiać i tak dalej czas ten niemiłosiernie będzie się wydłużał. Jeśli prac dokonujesz tylko w wolne weekendy też zajmie Ci to dużo więcej czasowo, chociaż jakby samych roboczogodzin przy vanie może nie być więcej.
Ostatecznie dużo zależy też od Twojej organizacji pracy, są osoby, które lubią robić szybko i źle, wolno i źle, szybko i porządnie lub wolno i porządnie. Nie ma reguły, więc w sumie każdy może Ci powiedzieć ile to trwa, ale każda z odpowiedzi będzie jednak oderwana od Twojej rzeczywistości.
Budować samodzielnie czy zlecić komuś?
Po tym doświadczeniu, finalnie zakończonym sukcesem jesteśmy na 99% pewni, że drugi raz nie podjęlibyśmy się wykonania tej przebudowy samodzielnie. Co jednak nie znaczy – znów – że Tobie by się to nie spodziewało. My już od dawna mieliśmy pewne podwaliny, które wskazywały, że nie jest to obszar naszych zainteresowań, a mimo to podjęliśmy się tej pracy. Jeśli nie znosisz remontów, kurzu, garażowego czy budowlanego bałaganu, uważasz że spędzenie 6 godzin w sklepach budowlanych jest stratą czasu, bo przecież jest już popołudnie, a Ty jeszcze nic nie zrobiłaś – to są to wskazówki, że jednak samodzielna budowa vana może Ci się nie spodobać.
Na rynku jest już coraz więcej firm, które zajmują się tym profesjonalnie – jedyny minus to czas. O cenie nie będę się rozwodzić, bo zapewne nie są to tanie sprawy. Nie ma się co oszukiwać, że jednak wykonanie przebudowy samodzielnie jest tańsze, ale czasami może warto zapłacić? Chociaż nie! Cofam to, jednak wszystko zależy od Twoich zarobków. Hipotetycznie jeśli zarabiasz na godzinę 40zł netto (szaleję, wiem – ale chodzi o wyjaśnienie reguły), to żeby się nie opłacało musiałbyś zapłacić takiej firmie za roboczogodzinę co najmniej złotówkę więcej. Jeśli ona wyceni pracę na mniej niż 40zł za godzinę, to jednak nadal bardziej opłaca Ci się pracować, a budowę zlecić komuś.
Ale ja nie o tym, bo minusem był czas. Jednak vanlife przeżywa teraz rozkwit i coraz więcej ludzi decyduje się na zakup kampera, vana czy busa i rozgląda się za firmą, która dokona całkowitej przebudowy, części usług lub po prostu renowacji. Zapotrzebowanie w tym okresie mam wrażenie, że jest dużo większe niż rynek takich usługodawców, co oczywiście skutkuje terminami. Jeśli takie przedsiębiorstwo zaproponuje Ci zajęcie się Twoim busem za miesiąc czy za pół roku, to wiadomo – tego nie przeskoczysz. Pytanie czy chcesz tyle czekać, no i drugie czy faktycznie robiąc to samemu uda Ci się to zrobić szybciej?
Jak się powiedziało A, to …. nic!
Ostatecznie teraz tak sobie myślę, że może dobrą opcją byłoby podzielenie pewnych prac i zlecenie ich wykonania tylko częściowo. Pamiętajcie to, o czym ja zapomniałam 😀 Jeśli natraficie na jakieś problemy z wykonaniem przebudowy samodzielnie, to nic a nic nie stoi na przeszkodzie, aby zdanie zmienić i jednak poszukać firmy. Może pewien etap przysporzy Wam trudności i tylko w tym zakresie poszukać fachowca? Gdyby tak znaleźć kogoś, kto zrobiłby w naszym busie taki hmmm stan deweloperski to chyba czułabym się jakbym Boga za nogi złapała.
Etapy pracy i czas na nie poświęcony
Szczerze mówią nie monitorowałam tego tak dokładnie. Niektóre z prac nam się opóźniły, kiedy mieliśmy braki materiału w domu, albo w sklepie. Tak było np. z 4 metrową boazerią – a podejrzewam, że obecnie tj. pod koniec czerwca 2021 roku jest w tym duży problem. Mam kilu znajomych, który się budują i mają wielki problem z materiałami – i z dostępnością i z cenami.
- O wyborze busa, formalnościach przy i po jego zakupie pisałam już tutaj, więc nie będę się powtarzać. Ten etap poszedł nam sprawnie, a że samochód był technicznie w stanie idealnym nie potrzebowaliśmy dodatkowego czasu na naprawy u mechaników. W zasadzie kilka dni po zakupie samochód wjechał na garaż w celu przebudowy.
- Na początku zaczęliśmy od wyrzucenia ściany grodziowej między szoferką, a pakąi NIE RÓBCIE TEGO JEŚLI nie będziecie zmieniać przeznaczenia samochodu na specjalny kempingowy! Wyjęliśmy jego wnętrze i przyjrzeliśmy się blacharce. Wjechały szlifierki i malowanie odpowiednimi środkami zabezpieczającymi przed rdzą, w międzyczasie Krzyśka brat wziął się za ostre spawanie, chociaż i tego nie było tak wiele. Jednak 18 letnie auto ma prawo mieć trochę przerdzewiałe progi, ale dość dobrze się z tym uporaliśmy.
- Już w grudniu kupiliśmy kilka elementów wyposażenia, bez których mielibyśmy problem z doborem metrażu. Dzięki zakupie lodówki, kuchenki i zlewozmywaku wiedzieliśmy jakiej wymiaru musi mieć blat kuchenny oraz na jakiej znaleźć się wysokości. Po sprawdzeniu rozmiarów materacy do spania wiedzieliśmy jaki wybrać wymiar dla łóżka. Dzięki zakupie toalety kamperowej wiedzieliśmy jaki potrzebujemy wymiar łazienki, gdybyś kupował brodzik, a nie spawał na wymiar jak my, to to też dobry moment na zakup.
- Kolejno przed ocieplaniem i wyciszaniem vana wycięliśmy otwory na wiatrak dachowy, wentylator łazienkowy i dwa boczne okna, które dostawialiśmy. Równocześnie dookoła busa przy belkach konstrukcyjnych podokładaliśmy drewniane, dodatkowe konstrukcje, aby mieć większe pole manewru przy montażu innych elementów.
- Przyszedł czas na położenie mat wyciszających na dach i ocieplenie całego busa(bez podłogi), a także wklejenie okien. Przy okazji wymierzyliśmy łazienkę i wstawiliśmy ściankę dzielącą ją od reszty busa. Ps. Mieliśmy ogromne problemy ze złapaniem pionu i poziomu 😁
- Dopiero teraz zaczęliśmy kłaść elektrykę, do której przysiedliśmy już co najmniej miesiąc wcześniej rozpatrując różne opcje, czytając o bezpiecznikach, watach, woltach, mocach, grubościach, długościach itd. Cały schemat elektryki rodził się w bólach i już wtedy trzeba było mieć zwizualizowany efekt końcowy, aby wiedzieć, gdzie pociągnąć jaki kabel.
- Po położeniu ocieplenia i pociągnięciu elektryki nadszedł czas na obijanie wszystkiego boazerią, którą najpierw należałoby pomalować! Obłożyliśmy boazerią ściany i łazienkę od zewnątrz. Na później został sufit, bo czekaliśmy na deski dłuższe niż 3 metry. Postawiliśmy też drewniana konstrukcję pod kuchnię i łóżko, a na kuchenną ścianę położyliśmy mozaikę ceramiczną.
- Następnym etapem były prace w łazience, czyli obłożenie ścian panelami PVC i wstawienie toalety, dopiero teraz wycinaliśmy otwór w ścianie busa na drzwiczki serwisowe do wyciągania kasety na zewnątrz. Mieliśmy problem z toaletą, bo miała ścięte boki (oryginalnie), tzn. takie zaokrąglone, a nasza łazienka miała przecież kwadratowe ściany. Trochę namęczyliśmy się jak to ugryźć i ostatecznie dołożyliśmy do plastiku matę szklaną z żywicą, okleiliśmy białą okleiną i dołożyliśmy uszczelkę.
- Pod koniec lutego przyszło ocieplenie i przystąpiliśmy do szlifowania busa z zewnątrz i przygotowania go pod malowanie. Nie zdecydowaliśmy się na lakiernika, ani na oklejanie samochodu, a chcieliśmy zmienić jego kolor na RAL 7003, czyli po polsku „szary szałwiowy” 😀 Przygotowanie bazy pod malowanie zajęło nam kilka dni, a później kilka dni samo malowanie – wałkiem i czekanie aż wyschnie. Oczywiście po tym czekało nas przykręcanie tych wszystkich lap i plastików – katorga.
- Przystąpiliśmy do montowania dodatkowych schowków. Jedna długa szafka trafiła nad całą szoferkę, a dodatkowe dwie skrzynie zamontowaliśmy pod autem. Same skrzynie zrobiliśmy już w grudniu, a do wnętrza jednej zamontowaliśmy zbiornik na wodę szarą.
- W końcu udało nam się dostać odpowiednią ilość boazerii o długości 3,20 metrów, czyli idealnie pasujących na całą długość vana. Przed montażem wycięliśmy otwory na kupione prędzej halogeny i po szlifowaniu deski dokończyły dzieła. Co było błędem to fakt, że dopiero teraz zabraliśmy się za malowanie boazerii białą farbą. Stanowczo powinniśmy zrobić to przed montażem klepek na ściany. Drewno bowiem wysycha i się kurczy odsłaniając niedomalowane miejsca, które później musieliśmy domalować.

- Zaczął się montaż ładnych elementów, najpierw oświetlenie, później bateria łazienkowa i części instalacji hydraulicznej. Baniak na wodę czystą w końcu znalazł odpowiednią lokalizację pod łóżkiem. W naszej przydomowej stolarni zaczęłam pracę nad przygotowaniem litego drewna na blaty, a Krzysiek zabrał się za układanie paneli winylowych na podłodze.
- Później na dobre weszliśmy w fazę stolarni. Czekało nas klejenie blatów, szlifowanie, wycinanie otworów pod zlewozmywak i gazówkę, malowanie, a w późniejszym etapie żywicowanie blatu kuchennego i salonowego. W końcu zamontowaliśmy drzwi do łazienki, bo po wielotygodniowych poszukiwaniach udało nam się zakupić odpowiednią uszczelkę prysznicową.
- Przyszedł mój ulubiony etap, z którego jestem bardzo dumna, czyli ponad tygodniowa praca z frontami do mebli. Wycinanie sklejki pod drzwiczki, odklejanie ich klepkami drewna, wielokrotne szlifowanie i malowanie, aby uzyskać efekt starego mebla. Krzysiek za to kilka dni męczył się z konstrukcja uchwytów do szafek, aby nie otwierały się w czasie jazdy. Po zamontowaniu szafek, szuflad i zrobieniu siedziska w salonie efekt był powalający.
- Kolejne dni to montaż elektryki, podpinanie wszystkich kabli do akumulatorów i stworze szafki a’la rozdzielni prądu. Wstawianie gniazdek i innych sprzętów na kabel, a później montaż blatu kuchennego z gazówką i zlewozmywakiem. Dzięki temu mogliśmy ostatecznie zamknąć temat hydrauliki i popodpinać wszystkie węże i kolanka. Wycięliśmy też dwa otwory w ścianie busa, jeden na wlew wody czystej, a drugi na odprowadzenie komina od ogrzewania. Pod płytę łóżka trafił bojler do ogrzewania wody i powietrza Truma, do którego podpięliśmy rozprowadzone wcześniej bo busie rury odprowadzające powietrze.

- W środku w zasadzie zaczęło już wyglądać jak w domu. Więc znów przenieśliśmy się na zewnątrz, gdzie na dach trafiły dwa panele fotowoltaiczne, a pod busa butla LPG do gazówki i ogrzewania. Po raz kolejny sen z powiek przez kilka tygodni spędzała nam instalacja gazowa, która jak się okazała była problematyczna, bo łączyła dwa różne systemy gazowe. Inne przewody i złączki używa się do instalacji gazowej samochodowej, a inne gwinty znajdziemy w domowej instalacji.
- Kiedy myślisz, że wszystko już gra nagle wysypuje się kilka tematów, mamy problemy z hydrauliką i kilka poprawek w instalacji gazowej i elektrycznej. W międzyczasie wykańczamy szoferkę. Jakiś czas wcześniej udało nam się ją wykleić nową tapicerką, a teraz wstawiamy nowe fotele i dodatkowe schowki pod nimi. Montujemy samo robioną, drewnianą deskę rozdzielczą i naprawiony prędkościomierz. Za fotelem wstawiamy szafkę pod kominek z płytkami ceramicznymi.
- Ponowny zawód przynoszą nam panele, które strasznie prężą się przy mocnym słońcu. Ostatecznie decydujemy się je wyrzucić, a w ich miejsce trafia zwykły gumolit, linoleum, zwał jak zwał. Wszystkie listewki wykończeniowe trafiają na narożniki. Poprawiamy też drzwi przesuwne, tzn. zdejmujemy załażoną wcześniej boazerię, którą ostawimy tylko na dolną połowę. Na dolną część mocujemy cienką sklejkę, aby nie mieć problemów z otwieraniem. Drzwi w szoferce także otrzymują nowe życie.
- Z zewnątrz auto jakby miało jechać, ale najpierw zakładamy jeszcze koła, które zdjęliśmy X miesięcy temu. Chłopacy znów łapią za stal i powstaje bagażnik rowerowy, oraz mocowanie na zapasowe koło. Wszystko trafia pod wałek i dopiero kilka dni później elementy montujemy na tylnych drzwiach busa.

- Ostatni etap upiększania to montaż stolika w salonie, półek w kuchni i łazience. Mocujemy nad oknami karnisze ze sznura, a moja mama szyje nam idealne zasłony. Materac trafia na łózko, a bus powoli staje się domem na kółkach, w którym jesteśmy gotowi przespać pierwszą noc. W późniejszym etapie – już w trasie dokładamy półkę w szafce kuchennej i dokupujemy krzesła do salonu, dla dodatkowych dwóch osób.
Cała ta praca zajęła nam 6 miesięcy, chociaż dziś uważam, że gdyby nie popełnić kilku karygodnych błędów moglibyśmy zrobić to w innym czasie. O błędach napiszę za tydzień, na kolejną sobotę z #vanlife. Jak wiedziecie, moje założenie, ze wyjedziemy 1 kwietnia, czyli w dniu moich urodzin legło w gruzach. Sztywne trzymanie się i budżetu i czasu chyba jednak nie ma sensu. Myślę, że zrozumieją to osoby, które kiedykolwiek dokonywały remontu mieszkania, albo budowały dom. Jeśli myślicie, że przesadzam, to przypomnijcie sobie chociaż ile razy wasz mechanik przekładał termin odbioru samochodu z warsztatu. Przez kilka lat pracy w księgowości jakoś człowiek nauczył się, że co ma być do konkretnego dnia – to być musi. Tutaj chyba to przyzwyczajenie wywiodło mnie w pole.

Warsztaty pracy i narzędzia
Na koniec wspomnę jeszcze o sprawie mocno istotnej przy budowie vana – o dobrym zapleczu! Mieliśmy szczęście, bo od początku otrzymaliśmy wsparcie od Krzyśka rodziny, gdzie do dyspozycji były 3 garaże w których mogliśmy zaparkować na dłużej i zacząć prace nad busem. Co się okazało, dwa z nich odpadły już w przedbiegach, bo standardowa brama na samochód była zbyt niska i nasze auto nie dałoby rady nawet do garażu wjechać. Całe szczęście udało nam się znaleźć odpowiednie lokum. W naszym przypadku fakt, że korzystamy z czyjejś przestrzeni, a nie własnej trochę nas gonił. Nie chcieliśmy bowiem zastawić garażu na tyle miesięcy.
W kwestii narzędzi, to może dokonując lekkich przeróbek wystarczy wkrętarka, wiertarka i kilka kluczy. Jednak przy totalnej przebudowie warsztat musi byś wyposażony w tyle narzędzi, na których się nie znam, że aż szkoda słów. Od kilku naprawdę potężnych przedłużek, groma śrubokrętów, kluczy, kombinerek, prze wkrętarki, wiertarki, szlifierki, kątówki, piły, wyrzynarki. Oczywiście rozmaite rzeczy, które rozchodzą się w mgnieniu oka jak śruby, wkręty, tarczki do cięcia, papier ścierny, silikony, pędzle.

Czy nie przesadzę mówiąc, że potrzeba warsztatu samochodowego, stolarni i składu budowlanego w jednym? Myślę, że nie.
Czy ten wpis wyszedł nieco pesymistyczny i demotywujący? Kurcze, mam nadzieję, że też nie – a przynajmniej nie aż tak bardzo. Nie chciałam tutaj słodzić, bo ta droga nie była dla mnie słodka, nie była nawet fajna, śmiałabym nawet powiedzieć, że po prostu.. nie była.
Znam osobiście wiele osób, których budowa vana albo mocno jara kiedy to robią, albo byłaby spełnieniem ich marzeń, gdyby ją rozpoczęli. Każdy z nas jest inny i dla co niektórych pewnie sam proces twórczy byłby ciekawszy niż finalnie same podróże ✌ Tak, to prawda! Każdy z nas ma trochę inną zajawkę i mnie osobiście, mimo że rzeczy twórcze lubię, to budowa vana… noo właśnie.
Dla mnie to był trudny czas i jeszcze Wam o tym opowiem,
ale teraz chyba jeszcze nie jestem na to gotowa.
Więc no cóż – na razie z tym Was zostawiam ❤
Maja R.
PS. Budowalibyście? Dajcie znać w komentarzu! 👇