Maroko i trekking na Jebel Toubkal – dobry czterotysięcznik na pierwszy raz

Planując lot ma Maroko mieliśmy dwa punkty TOP, które musiały zagrać choćby nie wiem co. Jednym z nich i to chyba tym najważniejszym był Atlas Wysoki. Mimo że lądowaliśmy w Fez, które od górskiej części Maroko dzieli ponad 600 Kilometrów nie zrażaliśmy się drogą. Ciągnęło (mnie szczególnie) nas na najwyższy szczyt Maroko, czyli na 4167 metrowy Jebel Toubkal. Przy dobrych warunkach i dobrej kondycji mógł zostać on moim pierwszym czterotysięcznikiem. O tym jak się tam dostać, co ze sobą zabrać, ile to kosztuje i czy zdobyłam swój pierwszy czterotysięcznik? Zapraszam ❤

Atlas, Atlas Wysoki i najwyższy Jebel Toubkal

Najpierw odrobina geografii. Łańcuch górski Atlas ciągnie się od wybrzeża Oceanu Atlantyckiego na zachodzie, na ponad 2000 kilometrów na wschód. Przecina on granice Maroka, Algierii aż po Tunezję. Sam Atlas dzieli się jeszcze na mniejsze obszary takie jak Atlas Wysoki, Średni, Telleski, Saharyjski, Antyatlas i Góry Rif. Najwyższy szczyt całego Atlasu, Jebel Toubkal leży na terenie Atlasu Wysokiego i liczy sobie 4167 m.n.p.m. Jego wysokość sprawia, że jest najwyższym wierzchołkiem Maroko, Atlasu i całej Afryki Północnej. Jebel Toubkal leży na terenie utworzonego w 1942 roku, najstarszego Parku Narodowego Tubkalu. Wejście na teren Parku Narodowego jest darmowe, ale jeśli chcemy wejść na najwyższy szczyt czekają nas inne koszty o których powiem dalej.

Przylot do Maroko (2019 vs. 2021)

Post piszę w kwietniu 2021 roku, a w Maroko byliśmy w marcu 2019 roku. Wszyscy wiemy, że czasy się zmieniły. Wtedy polecieliśmy z niemieckiego Memmingen do marokańskiego Fez za 31,99 euro za osobę w dwie strony z bagażem podręcznym liniami Ryanair. Nie było wtedy żadnych problemów, Paweł kupił bilet z Warszawy do Marrakeszu (ale nie poleciał z nami), a Bartek z Londynu do Fez. Dało się.

Dziś mamy inne realia i z tego co widzę, to w kwietniu 2021 nie możemy kupić lotów z Polski do Maroko. Są jedynie jakieś oferty z milionem przesiadek. Na stronie www.gov.plczytamy, że wjazd dla obywateli z Polski do Maroko jest zakazany, a w kraju mamy ograniczenia, jak np. godzina policyjna, zamknięcie kawiarni po 20:00 itp. Dlatego z dniem dzisiejszym raczej nie polecimy, ale warto czekać na lepsze czasy. Pomarzmy.. 

Kiedyś do Maroko można było polecieć z kilku polskich miast tanimi liniami jak Ryanair czy WizzAir za grosze. Fez, Marrakesz, Casablanca, Rabat, Agadir były najpopularniejszymi kierunkami. Aby dostać się w Atlas Wysoki najłatwiej ruszyć z Marrakeszu. Stąd mamy raptem 70 km do Imlil, najbardziej znanego punktu startowego w góry. Możesz zrobić też tak jak my, kupić bilety do Fez nie patrząc na mapę, a potem zorientować się, że dalej być już nie mogło.

Baza wypadowa i najpopularniejsze Imlil

To malutka wioska leżąca na wysokości około 1800 m.n.p.m. jest najbardziej znaną bazą wypadową na szczyt Jebel Toubkal. To tutaj w Dolinie Mizane u podnóża Atlasu Wysokiego kończy się droga – dosłownie, bliżej szczytu podjechać już nie możemy. Do Imlil można dojechać taxi, wynajętym samochodem, busem czy ze zorganizowaną wycieczką, których ofert w mieście jest do zatrzęsienia. Protip: targuj się! Zawsze da się zejść z ceny, które rzucane są z kapelusza. Jeśli nie umiesz, wstydzisz się lub nie chcesz – pogódź się, że zostaniesz trochę wycyckany. Nie chodzi o to, żeby zawsze zrobić coś najtaniej, ale targowanie się jest tutaj absolutnie powszechne. Spotkaliśmy na trasie kilku Polaków, każdy zapłacił inną kwotę. Nie ma się co denerwować, trochę trzeba się z tym pogodzić.

My przyjechaliśmy wynajętym w Fezie samochodem, ze wschodu omijając Marrakesz. Do miasta chcieliśmy wstąpić na powrocie, więc prosto z przełęczy Tizi n’Tichka dojechaliśmy do Imlil późnym wieczorem.

Nocleg w Imlil i przygotowanie do trekkingu

Umyślnie dotarliśmy do Imlil pod wieczór, bo po pierwsze mieliśmy zaklepany nocleg, a po drugie, chcieliśmy odpocząć przed wyjściem w góry. Nocleg zarezerwowałam z wyprzedzeniem na portalu www.booking.com. Było to łóżko w pokoju wieloosobowym (który zajęliśmy tylko my) w Hostelu Imlil. Kosztowało nas to 10 euro za całą trójkę na jedną noc. Bardzo mocno przyzwoicie. Było czysto, był prysznic i oczywiście była marokańska herbata. Wieczorem przepakowaliśmy się, niepotrzebne rzeczy zostawiliśmy w samochodzie, a jedzenie, ubrania i wszystko co było nam niezbędne wrzuciliśmy do plecaków. Rankiem czekało nas przejechanie kawałek dalej do Aremd, znalezienie parkingu i jeszcze szukanie przewodnika, co od niedawne jest wymagane.

W Marko obowiązuje lokalna waluta – dirham marokański MAD
Obecnie kurs utrzymuje się na podobnym poziomie jak w marcu 2019r. 

 1zł = 2,35 MAD       1€ = 10,90 MAD

Przewodnik na Jebel Toubkal – tego nie ominiesz

Po pierwsze chcąc nie chcąc musisz zabrać ze sobą przewodnika. Żartuję – przewodnik musi zabrać Ciebie i to jest uregulowane przepisami. Zmieniło się to niedługo przed naszym wyjazdem, bo po tragicznym wypadku w grudniu 2018 roku, kiedy znaleziono ciała dwóch zamordowanych turystek ze Skandynawii. Dlatego lecąc w marcu 2019 był to świeży przepis i nie wiedzieliśmy do końca jak i czy w ogóle działa. Jednak okazuje się, że na teren parku nie wejdziesz niezauważony, a nawet jak ominiesz bramkę jakimiś krzakami (których nie ma zbyt wiele) to na trasie jest za dużo miejsc m.in. posterunki policji, gdzie i tak ktoś Cię wyhaczy, że idziesz samemu. Przynajmniej wtedy tak było. Przewodnika możesz znaleźć na miejscu lub szukać czegoś wcześniej w Internecie, panuje zupełna dowolność.

Nie ma co myśleć czy dałoby się wejść bez niego, bo skoro ludzie przed 2019 rokiem wchodzili, to raczej się da. Jednak nie ma to dziś znaczenia, od początku 2019 roku na Jebel Toubkal możesz wejść tylko z przewodnikiem, dlatego skupię się na plusach posiadania przewodnika. Nasz mówił po angielsku, nie jakieś poematy, ale komunikacja była. Udało nam się utargować cenę do 1000 dirhamów dla trzech osób (800 MAD za przewodnika i 200 MAD za sprzęt, to około 90€ na trzy osoby). Szukaliśmy go na miejscu, a w zasadzie to on znalazł nas kiedy podjechaliśmy na parking. Załatwił nam  trzy komplety raków, kijki i pożyczył rękawiczki, bo co niektórzy zapomnieli. Byliśmy przygotowani do drogi, więc sprawnie dobiliśmy targu, mieliśmy zapłacić po powrocie.

Wyposażenie na czterotysięcznik zimą

Zrobimy to teraz, aby później nie zaprzątać sobie głowy. Lecąc do Maroko z zamiarem wejścia na czterotysięczny Toubkal nie potrzebujesz mapy, śladu GPS, czy wielkiej znajomości terenu, bo prowadzi Cię przewodnik. Jednak dla bezpieczeństwa warto wiedzieć jak najwięcej, ostatecznie przewodnik to też człowiek i w razie jego wypadku będziesz w czarnej – sam wiesz czym. Nie ma potrzeby brać rzeczy do noclegu na dziko, garów do wielkiego gotowania, bo na 95% będziesz nocował w schronisku, gdzie dość korzystnie wychodzi kupić opcję z wyżywieniem. Jest też możliwość wykupienia miejsca pod namiot i samodzielne gotowanie, jeśli masz wszystko pod ręką, albo jesteś w Maroko długo. Jeśli lecisz na kilka dni, nie ma jednak problemu, bo potrzebujesz zaledwie jedzenie na drogę i coś do picia. Przed wyjściem warto spojrzeć na swoje przygotowanie fizyczne, chociaż szczyt nie jest bardzo wymagający i zazwyczaj przewodnik liczy na wejście i zejście minimum dwa dni, więc jest cały dzień na wejście do schroniska i kolejny dzień na atak szczytowy i zejście (lub jeszcze jeden nocleg i zejście dnia trzeciego). To sporo czasu, więc nikt nie będzie wymagał dobrego tempa i kondycji maratończyka, ale wiecie – to góry, cztery tysiące – przygotować jakoś się trzeba.

Co do pozostałego sprzętu, to wszystko zależy od opory roku. Nasze wyjście na Jebel Toubkal było pod koniec marca 2019 roku i na dole było ciepło, po drodze leżał pierwszy śnieg, a na szczycie zaś szalała zima na całego. Przewodnik załatwił dla nas raki, kijki i rękawiczki (czekany raczej nie będą konieczne). Sami przylecieliśmy do Maroko ubrani i buty wysokogórskie, czapki, szaliki i kurtki puchowe. Wysiadając na lotniku w Fezie, gdzie termometry pokazywały ponad 20stopni musieliśmy wyglądać komicznie.

Inne rzeczy potrzebne zimą w górach to oczywiście ciepłe skarpetki i ubranie na zmianę. Zapomniałam zabrać podgrzewaczy do rąk i okularów przeciwsłonecznych – a to też by się przydało. Poza tym wszystko czego potrzebujesz do by komfortowo nocować w schronisku. My zrezygnowaliśmy z niesienia śpiworów i w schronisku nie były one konieczne, chyba że strasznie brzydzi Cię przykrycie się dwoma starymi kocami, ale zakładam że skoro chodzisz w takie góry, różne rzeczy już widziałeś i robiłeś 😄.

Pierwszy dzień trekkingu w Atlasie Wysokim

Kwestie przewodnika i sprzętu mamy za sobą. Całą czwórką wychodzimy na szlak około godziny 9:00 i tego dnia czeka nas 10 kilometrowa trasa. Musimy podejść do schroniska leżącego na 3200m.n.p.m., więc podejście liczyć będzie 1400 metrów. Oczywiście obok nas do schroniska śmigają muły, więc jak chcesz płacić możesz jechać na jego grzbiecie, albo oddać swój bagaż do wwiezienia. My nie chcemy, plecaki mamy dwa razy mniejsze niż zazwyczaj, a i podejście nie jest jakieś straszne. Najpierw idziemy wzdłuż Doliny Mizane, ruszamy z parkingu w wiosce Aremd, przechodzimy przez rzekę i idziemy obok świątyni Sidi Chamarouch. Po drodze mijamy kilka posterunków policji, gdzie musimy się wylegitymować z naszym przewodnikiem oraz sklepów z napojami, m.in. świeżo wyciskanym sokiem z pomarańczy. Jebel Toubkal może być naprawdę świetnym czterotysięcznikiem na pierwszy raz. Poniżej wrzucam Wam mapę i rzut trasy, podejście w zasadzie na całej długości jest równomierne i delikatne. Do schronisk docieramy bez problemów.

Wybieramy schronisko pod Jebel Toubkal

Pod szczytem stoją obok siebie dwa schroniska, prywatne schronisko Les Muflones i należące do francuskiego klubu alpinistycznego schronisko Refuge Toubkal. Nasz wybór padł przypadkowo na schronisko francuskie, a później doczytaliśmy – ku naszej ogromnej uciesze – że właśnie to jest bardziej polecane. Na miejscu zakupiliśmy pełen pakiet noclegowy, tj. pokój wieloosobowy i pełne wyżywanie. To była świetna decyzja, bo płacąc za każdy posiłek i dzbanek herbaty pojedynczo kosztowałoby nas to o wiele więcej. Zapłaciliśmy więc 29 euro za osobę i otrzymaliśmy łóżko, ogromną obiadokolację dnia pierwszego, śniadanie kolejnego ranka, kolejny posiłek po zejściu ze szczytu i kilka wiader marokańskiej herbaty! Mogliśmy prosić o dokładkę jeśli czegoś brakowało, a nasz przewodnik przechodził samego siebie. Pokoje noclegowe były zimne i woda w kranie też nie grzeszyła temperaturą. Za to wspólna stołówka opalana była kominkiem i spędziliśmy tam cały wieczór z innymi turystami.

Mała anegdota – ku przestrodze

W schronisku tego wieczoru zakotwiczyło wielu innych turystów z .. Polski. Tak, aż obsługa schroniska się śmiała, bo na stanie były trzy Hiszpanki, jeden samotny Niemiec, który chyba nie ogarniał dlaczego prawie całe schronisko mówi po polsku. Oprócz naszej trójki i innej polskiej pary do pokoju wspólnego wpadła jeszcze wielka polska ekipa. Było więc nas razem grubo ponad 10 osób. O poziomie kultury tych ostatnich mówić nie będę, ale było mi strasznie wstyd. Ale chcę Was przestrzec przed ewentualnym planem takim, jaki mieli oni. Jak wspomniałam za przewodnika i sprzęt zapłaciliśmy 90 euro, a on zobligował się zabrać nas na dwudniowy trekking na Toubkal. Tamta ekipa też miała swojego przewodnika i pewnie byli umówieni podobnie. Jednakże ci panowie uznali, że są takimi kozakami, że wejdą i zejdą w jeden dzień. Mocno kłócili się ze swoim przewodnikiem, aby przystąpić do ataku tego samego dnia uznali bowiem – że nie będą dawać się obdzierać z kasy, bo Ci myślą, że złapali jeleni co zapłacą za przewodnika i za nocleg miliony monet. Przecież oni normalnie poszli by sami, za darmo i spali na dziko. Chyba nie potrafili zaakceptować zasad tutaj panujących no i ostatecznie mieli pecha. Wykłócili z przewodnikiem to wyjście, ten w końcu przystał ale zaznaczył, że idą wszyscy i jeśli ktokolwiek będzie chciał zawrócić też wracają wszyscy. Wyszli i jakieś 3 godziny później wrócili, przemoczeni, wkurzeni i bez sukcesu. Po chwili wybucha kolejna awantura, bo przewodnik uświadamia ich, że jeśli kolejnego dnia chcą atakować szczyt drugi raz, to muszą mu drugi raz zapłacić. Czy miał rację? Nie mnie oceniać. Ale cała sytuacja była niesmaczna, panowie oczywiście obarczali winą za dzisiejsze niepowodzenie przodownika. Zostawiam to tutaj ku przestrodze, raz w kwestii kultury i zachowania, a dwa w kwestii zawierania ustnych umów z Marokańczykami. Kolejnego dnia wiem, że próbowali atakować Jebel Toubkal po raz drugi, bo mijaliśmy ich kiedy schodziliśmy już z góry, ale jak skończyła się cała historia tego już nie wiem.

Drugi dzień trekkingu i atak na Jebel Toubkal

Nasz przewodnik jest fantastyczny i nie mamy z nim żadnych problemów (ani on z nami, wręcz przeciwnie, chwali nas za świetną kondycję i zgranie). Trochę z nim negocjujemy wczesne wyjście ze schroniska, a słysząc naszą godzinę trochę łapie się za głowę. Jednak przekonujemy, że zależy nam na zobaczenia jak najwięcej w Maroko, a przed nami długa droga i chcemy sprawnie wrócić do miasteczka. Ustalamy, że jeśli pogoda pozwoli wyjdziemy szybciej, a jeśli nie to nie będziemy naciskać. Jednak rano kiedy budzimy się o 3:30 na zewnątrz jest na tyle okej, że nasz przewodnik zbiera się do wyjścia.

Ruszamy po lekkim śniadaniu, które obsługa schroniska przygotowała specjalnie dla naszej trójki. Normalnie śpią jeszcze co najmniej godzinę (naprawdę chyba nikt nie wychodzi ze schroniska o 4:00). Dlatego wracając to tych panów z poprzedniego akapitu, nie mogę się zgodzić, że ktokolwiek traktował tam turystów źle – może prędzej – z wzajemnością.

Kiedy wychodzimy jest jeszcze ciemno, ale powoli budzi się dzień. Mamy przed sobą ponad 4 kilometrową trasę o ciągłym, umiarkowanym podejściu. Do szczytu ze schroniska jest niecałe 1000 metrów do góry, na całe szczęście nie odczuwamy żadnego dyskomfortu z tytułu czterotysięcznej wysokości. Jedynie co czujemy to straszny mróz, bo wiatr i zimne powietrze przeszywa nas na wskroś, mimo dobrego przygotowania sprzętowego. Wielką zaletą Jebel Toubkal jest fakt, że na trasie nie czekają nas żadne wspinaczki, lodowce, ani innych trudności technicznych. Dlatego jest to dość dobry wybór na swój pierwszy raz. Pogoda nie do końca sprzyja, a przez ostatnie kilka dni nikt nie wszedł na górę. Zmęczenie powoli nas dotyka, bo jako pierwszych tego dnia na trasie czeka nas to, czego wcale nie lubią tygryski – czyli torowania drogi w śniegu.

Przewodnik ciągle dopytuje jak się czujemy i czy wszystko w porządku, my również interesujemy się jego samopoczuciem. W górach jesteśmy teamem choćby nie wiem co, razem wyszliśmy i razem wracamy. Najgorszy odcinek to podejście do przełęczy, później idziemy jeszcze długi odcinek granią z lekkim tylko przewyższeniem.

O tym, że jesteśmy na szczycie dowiadujemy się dlatego, że na czubku stoi trójkątna konstrukcja. Dookoła nas nic nie widać, otaczają nas chmury, silny wiatr, który jeszcze potęguję mróz. Robimy kilka zdjęć i gratulujemy sobie nawzajem. Właśnie zdobyłam swój pierwszy czterotysięcznik i cieszę się jak dziecko. Szybko zbieramy się na dół. Podejście zajęło nam 2h 20 minut, za to zejście do schroniska 1h 20 minut. Schodząc mijamy inne ekipy, które niedawno wyszły ze schroniska. Część z nich mocno rwie do przodu, kilka zawraca, bo pogoda jest jak widać, o taka:

Powrót do schroniska i zejście do Imlil

W schronisku możemy odetchnąć z ulgą i na spokojnie napawać się radością, przy kolejnym dzbanku herbaty. Panowie ze schroniska są świetni i serwują nam, chyba już nadprogramowy posiłek. Jemy pod korek, bo te 8 kilometrów i 4 godziny marszu wycisnęło z nas wszystkie moce. Jeszcze dużo rozmawiamy, odpoczywamy i grzejemy się przy kominku. Jest bardzo wcześnie i zgodnie z planem żegnamy schronisko Refuge Toubkal, z którego ponownie czeka nas 10 kilometrów w dół. W drodze powrotnej nie rozmawiamy zbyt wiele, mijamy innych i wymieniamy się spostrzeżeniami. Nasz przewodnik co chwila spotyka kogoś znajomego i urządzają sobie krótkie pogawędki. Po zejściu na parking pozostaje nam tylko oddać sprzęt i rozliczyć się z przewodnikiem. UWAGA! W Imlil nie ma bankomatu! Na serio trzeba jechać kilkanaście-kilkadziesiąt kilometrów dalej, aby wypłacić pieniądze. Nam zabrakło dirhamów, a przewodnik chciał wynagrodzenie tylko w takiej walucie. Więc my z Krzyśkiem wzięliśmy kąpiel i czekaliśmy aż Bartek wróci z kasą. Ostatecznie płacimy umówioną kwotę i uciekamy na najlepszy obiad w całym Maroko. Wpadamy do jednej restauracji z poduchami w ogrodzie i zamawiamy po tradycyjnym tadżinie, a później o po jeszcze jednym. Po tym objedzie pozostało nam się tylko turlać do samochodu – ale mówię Wam – było cholernie warto ❤

Czy są łatwe czterotysięczniki – choroba wysokościowa

Chcę powiedzieć, że Jebel Toubkal nie jest szczytem trudnym, szczególnie teraz kiedy jest obowiązek wynajęcia przewodnika, i najczęściej śpi się co najmniej jedną noc w schronisku (lub rozbija się namiot w specjalnie wyznaczonym miejscu). Technicznie jest w porządku i nie wymaga wielkiego górskiego doświadczenia. Sprzętowo zimą jedynie raki, bo nawet kijki mogą sprawdzić się bardziej niż czekan. Fizycznie – wiadomo – co nie co człowiek z nogach musi mieć.

Czytałam kilka relacji, że niektórzy mieli problem z chorobą wysokościową i jest to pewnie mocno indywidualna kwestia. Nie chcę jej bagatelizować. My jednak żadnych skutków wysokości nie oduczyliśmy, ale może za sprawą dwóch noclegów: pierwszego w Imlil na 1800 m.n.p.m. i drugiego w schronisku na 3200 m.n.p.m. Myślę, że taka podstawa może pomóc, nocleg na odpowiedniej wysokości, wyspanie się, odpoczynek. Cieszę się, że nie dopadły nas bóle głowy, nudności, wymioty, dreszcze i brak sił. Choroba wysokościowa jest częstą przyczyna interwencji ratowników górskich, więc nie można jej bagatelizować. Według nas wejście na Jebel Toubkal można zaplanować tak, aby zmaksymalizować szanse na wejście.

Całkowity koszt wejścia na Jebel Toubkal

Nie liczę przylotów do Maroko i dojazdu do Imlil wynajętym samochodem, bo o tym będzie cały marokański wpis:

  • Nocleg w Imlil w pokoju wieloosobowym 10€/3os. = 3,30€
  • Nocleg w schronisku Refuge Toibkal z pełnym wyżywieniem = 29
  • Usługa przewodnika i sprzęt do zimowego wejścia 90€/3os. = 30
  • dwa najlepsze tadżiny na głowę po zejściu do Imlil 100 MAD = 10
Doliczając wodę i jedzenie na drogę wyszło około 75€ na osobę, czyli jakieś 340zł. Czy to dużo? No najtaniej nie było, ale marzenie spełniliśmy. Możesz spokojnie zejść z tych kosztów jeśli uda Ci się przylecieć z namiotem i butlą gazową. Możesz odpuścić też dwa tadżiny po zejściu do miasta 😂. 

Komu w drogę, temu powodzenia!

Całuję i tęsknię za Maroko

Maja R.

Dodaj komentarz