Targowisko w Rissani i Wąwóz Ziz – atrakcje na 430 kilometrowej trasie z Fez do Merzougi

Mamy już samochód, mamy już Bartka i mamy już południe. Plan jest prosty – jutro przed wieczorem chcemy być w mieście Merzouga, aby wybrać się na nocowanie na pustyni Erg Chebbi. Czeka nas ponad 460 kilometrów jazdy, co z warunkach Marokańskich dałoby około 7 godzin jazdy. Dałoby, gdyby człowiek siedział i jechał. Jednakże postanowiliśmy zrobić to w myśl słów „Czasami cel podróży nie jest najważniejszy, liczy się sama droga, to czego się na niej dowiadujesz, co robisz.” i co chwila wynajdywać na trasie jakieś smaczki. Lecimy, a w zasadzie jedziemy.


Marokańska policja i wynajęte samochody

Od samego początku staramy trzymać się przepisów ruchu drogowego, o ile mamy pojęcie jaka prędkość w ogóle na takim odcinku obowiązuje. Naczytaliśmy się, że marokańscy policjanci lubią zatrzymywać turystów i dawać im mandaty za prędkość – nieduże – to prawda, ale jednak.  To nie bujda, na pustyni spotkaliśmy Polaków, którzy taki już otrzymali. My sami uchowaliśmy się do ostatniego dnia, kiedy wracaliśmy z Chafchaouen do Fezu, cyk. Zatrzymał nas patrol policji, a jak wspomniała, że mandaty nigdy nie są duże, więc człowiek specjalnie się nie awanturuje, przyjęliśmy i zapłaciliśmy.

Wyjazd z Fez i nocleg przy drodze

Tego dnia nie myliśmy już za wiele czasu, bo zanim wyjechaliśmy z Fezu trochę już minęło. Zanim dojechaliśmy do granicy regionu Fez-Meknes i Dara-Tafilalt zaczęło już zmierzchać. Słońce zachodziło za horyzont, na którym majaczyły lekkie pagórki. Przed nami ciągnęła się jeszcze trasa przez wypłaszczone, suche jak wiór i kamieniste tereny. Tego dnia nie myliśmy noclegu, więc zatrzymaliśmy samochód na poboczu mniej ruchliwej drogi, rozłożyliśmy nieco fotele i przykryliśmy się kurtkami. Noc minęła spokojnie, chociaż rankiem w marcu było trochę chłodno. Wiedzieliśmy że to przejściowe i czekaliśmy aż pierwsze promienie słońca oprą się o szybę i pozwolą się ogrzać.

Przeczytaj też: nocleg na pustyni w Maroko

W poszukiwaniu śniadania

Po około dwóch godzinach jazdy docieramy w bardziej górskie rejony Maroka. To nic dziwnego, bo coraz bardziej zagłębiamy się w serce Atlasu Średniego. Droga mija szybko, a szyje już nas bolą od obracania głów na lewo i prawo. Oczywiście rankiem szukamy pierwszej otwartej restauracji/baru/budki by zjeść najpyszniejsze śniadanie. W Maroko najczęściej wybieraliśmy stołowanie się w lokalnych jadłodajniach. Tylko kiedy nie myliśmy czasu sięgaliśmy po  khozb, czyli marokański okrągły chlebek z jogurtem zakupione w przydrożnym sklepie zrobionym w garażu.

Tunel Zabbal i to górskie Markoko

Niedługo później robimy kolejną przerwę, tym razem w okolicy Tunelu Zabbal, który w został przebity materiałami wybuchowymi w marcu 1928 przez francuskich żołnierzy Legii Cudzoziemskiej. Początkowo miał 62 metry długości, 8 metrów szerokości i 3 wysokości (obecnie jest już większy) i znajdował się na 150 kilometrowej trasie  zbudowanej na potrzeby wojsk w wąwozie Ziz. Słońce ukrywa się za wysokimi skałami, a my podziwiamy technikę ładowania ciężarówek. W dolinie widać rzekę, a nam coraz bardziej się tutaj – w Maroku – podoba.

Wąwóz Ziz i pierwszy zbiornik wodny

Wyjeżdżając z tunelu na dobre zatapiamy się w Wąwozie Ziz, gdzie czerwone i pomarańczowe skały nie ustępują na krok. Nie udaje nam się pojechać za daleko, bo po 25 kilometrach zatrzymujemy się przy ogromnym jeziorze. Przyciąga nas ten niecodzienny widok, prędzej nie zauważyliśmy w Maroko ani jednego zbiornika wodnego. Okazuje się, że jest to zapora Al-Hassan Addakhil, która zgromadzić może 320 milionów metrów sześciennych wody.

Daktylowce w Wąwozie Ziz

Teraz czeka nas kolejne zaskoczenie, czyli zniewalający widok na Wąwóz Ziz, który znany jest jako tereny uprawne daktyli. Wygląda to niezwykle, bo na płaszczyźnie ulicy jak okiem sięgnąć kamienie i piach, a w dole wąwozu widać piękne zielone drzewa, które rosną dookoła rzeki Ziz. Przy górnej trasie stoi kilka budek z jedzeniem oraz Marokańczycy sprzedający biżuterię i szlachetne kamienie. Chłopacy dają się namówić na jakieś kryształy, ale chyba bardziej ze względu na świetnego sprzedawcę, który bawi nas do łez. Ruszamy dalej do miasteczka Rissani.

Rissani i nieznane atrakcje

Czytaliśmy o tym miejscu już wcześniej jako dobry punkt na trasie do Merzougi. Faktycznie, czy jadąc od strony Fezu, Marrakeszu czy wąwozów Dades i Todra  zawsze jest po drodze. Rissani to dawne Sijilmassa i starożytna stolica Tafilalet. Miejsce bardzo znaczące na trasie przemierzających tędy niegdyś karawan handlu transsaharyjskiego. Uważa się, że było najważniejszym ośrodkiem średniowiecznym w Maroku. Do dziś zwiedzać można Mauzoleum Moulay Ali cherif, Meczet Ksar el fida. Oczywiście ilość miejsc, aby zjeść coś pysznego i napić się herbaty jest niezliczona.

Rissani i znany marokański suk

Jednak chyba tym, co przyciąga tutaj turystów jest suk, marokański targ. Duży targ odbywa się trzy dni w tygodniu: we wtorek, czwartek i w niedzielę. To idealny rozkład, bo wybierając się na pustynną przygodę niemalże zawsze jest okazja na niego wyskoczyć. Jak nie o poranku w dniu, kiedy wieczorem śmigasz na pustynie, to w drodze powrotnej kiedy rankiem Berberzy odstawią Cię do Merzougi. Możesz pospacerować po targowisku, kupić przyprawy czy warzywa i owoce, ubrania, a nawet zwierzęta. Warto podejść też w miejsce, gdzie lokalna ludność „parkuje” swoje osiołki. Dokładnie, jest to plac gdzie każdy może pozostawić bezpiecznie swojego osła,udać się na zakupy, a po powrocie zapakować na niego towary i wrócić do domu.

 

Nam udało się nieco pospacerować i zjeść kilka owoców. Po południu ruszamy dalej, bo stąd czeka nas jeszcze godzinna jazda do Merzougi, gdzie musimy znaleźć Berberyjskiego przewodnika, który zabierze nas na piaski Sahary.

 

To była długa droga, ale pozwoliła nam przyjrzeć się Maroku trochę przez szyby samochodu, trochę obcując z ludnością. To świetne rozwiązanie na pierwsze dni pobytu w kraju. Dzięki temu Maroko nie zaatakuje nas od razu z pełną mocą i pozwoli przyzwyczaić się do swojej specyficzności. O ile jesteś pierwszy raz w kraju, o takiej kulturze, ta odmienność może Cię lekko przytłoczyć. Dlatego ja rekomenduję delikatne dawkowanie.

Maja R.

Dodaj komentarz