Pełen legend Masyw Ceahlau i schody do nieba – nasz jednodniowy trekking

Nie znałam tego miejsca, nie widziałam że Masyw Ceahlau, o którym w Polskiej blogosferze podróżniczej słuchać niewiele jest tak popularnym, ważnym i owianym legendami miejscem w Rumuni. Park Narodowy Gór Ceahlau nie ma polskiego odpowiednika w nazwie, przynajmniej ja takiego nie znalazłam. Jeśli znacie – dajcie znać. Jednak był blisko Jeziora Bicaz, był po drodze tak bardzo, że aż żal było go ominąć. Pierwszy płatny park narodowy, pierwsze schroniska dla turystów. Czy wejście za 12 lei na jeden dzień było warte wydania tych pieniędzy? Spoiler: było cholernie warto! Dlatego zapraszam Was na relację! ❤

Ps. Dla przyjemności czytania podrzucam informację: Ceahlau czytamy Czachlau

Kartka z pamiętnika

Opuszczamy deszczowe Góry Kelimeńskie, których nazwy nie umiem zapamiętać i i tak używam rumuńskiego Calimani. Wszystko mamy mokre, ale to tak mokre doszczętnie, że z butów wodę wylewamy nas szklanki. Prawdopodobnie byłoby jeszcze gorzej, gdyby ostatnie 5 kilometrów nie podwiózł nas inny bus, którego zatrzymaliśmy na stopa. Mamy farta, bo złapaliśmy stopa i mamy dobre auto, które bez problemu wyjeżdża z rozmokniętej ziemi. Wyjazd z wioski Gura Haiti i dojazd do miasta znów trwa chwilę. Na tyle długą, aby Van się porządnie zagrzał i z nawiewu rzucił na nas cieplutkie powietrze.

Dojeżdżamy do głównej drogi 17B i zjeżdżamy nią na południe, naszym celem jest Jezioro Bicaz, ale dziś tak naprawdę niewiele z jego części zobaczymy. Zjeżdżamy za stacją paliw w polną drogę, która po niecałych 100 metrach kończy się na punkcie widokowym na północnym krańcu jeziora. Rozsuwamy drzwi Vana i widzimy jak na dłoni 23 metrową skałę Piatra Teiului oraz wiadukt Viaductul Poiana Teiului. Bezdyskusyjnie właściwie zostajemy tutaj. Pogoda jest iście wakacyjna.

Nad Jeziorem Bicaz słońce grzeje przyjemnie, więc trzy sznurki prania wysychają poruszane wiatrem. Na mapie całkiem niedaleko widać Park Narodowy Gór Ceahlau. Wiemy o nim tyle, że jest, bo nazwa jest zielona, na zielonym tle wytyczonym granicami. Najpierw jednak warto wysuszyć buty, zanim wybierzemy się na kolejny szlak. Na spokojnie, dopiero kolejnego poranka po śniadaniu jedziemy dalej.

Droga Axial i info point, okazuje się, że trzeba kupić bilety do parku. Koleś w okienku nas irytuje, nie ma gdzie dobrze zaparkować tylko przy ulicy. Jesteśmy głodni, więc nerwy wychodzą przed szereg. Dobra musimy coś zjeść. Później pomyślimy co dalej. Te informacje mocno nas zaskoczyły, bo to pierwszy park, w którym spotykamy się z opłatą za wstęp oraz z tym, że nie można tam biwakować na dziko. Za rozstawienie namiotu należy zapłacić 10 lei. To nie dużo, ale i tak wybija nas z rytmu i pomysłu, aby iść tak na noc. Jest już późne popołudnie, nie damy rady obejść całego szlaku. Musimy czekać do kolejnego poranka.

Jezu ta noc była fatalna, psy ujadały do 3:00 w nocy tuż pod naszymi oknami. Krzysiek płaci 12 lei za wstęp i idziemy. Może zostaniemy na zachód słońca. Chodźmy już do tego parku.

O wybitnym masywie i Parku Narodowym Gór Ceahlau

Góry Ceahlau leżą w środkowej części Karpat Wschodnich i są jednym z najpopularniejszych masywów wśród rumuńskich turystów. Znajduje się tu jeden z nielicznych kompleksów, który przy okazji zachowuje niezmienną naturalność, z wielką dbałością strzeże swej przyrody. Z każdej strony utaczają go doliny: Bistricioara na północy i Bicazului na południu oraz Bistra na wschodzi i Bistrei, Pinticului i Iidanalui na zachodzie. W związku z tym masyw wygląda naprawdę pokaźnie.

Masyw składa się z pionowych klifów ułożonych promieniście, a ich wysokość waha się od 1000 metrów do najwyższych szczytów Ocolaşul Mare Peak liczącym sobie 1907 m n.p.m. i nieco niższym Toaca Peak z wysokością 1904 metrów. Ta wysokość wprawia, że jest to najwyższy masyw w grupy Gór Bistrita. Góry Ceahlau to stosunkowo niewielki region, bo zajmujący 290 kilometrów kwadratowych, a na 7742 hektarach utworzono Park Narodowy Gór Ceahlau. Mimo niewielkich rozmiarów park chroni wiele różnych gatunków roślin i zwierząt. Niektóre z nich są zagrożone wyginięciem. Być może dlatego zasady wizyty w parku są tak sztywne.

Góry są świetnie przygotowane pod wizytę turystów. Tutaj po raz pierwszy spotykamy się ze schroniskami jakie znamy z polskich szlaków. Dotychczas w Górach Maramuresz, Rodniańskich Kelimeńskich jeśli były rumuńskie refugia, to były to schrony awaryjne z możliwością darmowego przenocowania na drewnianych łóżkach. Tutaj mamy dwa schroniska. Fantanele na wysokości 1200 metrów oraz Dochia na 1790 metrach (między dwoma najwyższymi szczytami). Oby dwa dysponują zapleczem umożliwiającym zakup noclegu oraz sporą kuchnię serwującą posiłki.

Szczyty Ceahlau są owiane licznymi legendami, których nie znajdziemy na innych górskich ścieżkach. Historie Baby Dochia, Orła Trajana i wiele innych wplecione są od setek lat w klify masywu. Ceahlau znane jest jako Rumuński Olimp, a opowieści sięgają starożytnych Daków. Na szczycie wybudowano także religijne budowle, przez co dla religii prawosławnej jest drugą, po Athos świętą górą.

Nakazy i zakazy na terenie parku narodowego

Dość interesujący jest fakt, że to pierwszy napotkany przez nas park narodowy, który ma aż takie restrykcje i klarowne przepisy na temat wizyty.

  • wejście na teren Parku Narodowego Gór Ceahlau jest płatne. Opłata wynosi 3 lei dla studentów i 6 lei dla osoby dorosłej i płatna jest jednorazowo na sezon, czyli ciężko nam określić czy to rok, czy ile, a Pan biletowy nie był skłonny nam tego wyjaśnić.
  • bilet można kupić przez smsa, albo w budce przy jednym z wejść na teren Parku.
  • biwakowanie na dziko jest zabronione. Rozbić namiot można tylko na polu namiotowym na szczycie masywu, za które należy zapłacić wcześniej (przy okazji zakupu biletu) i cena wynosi 10 lei za namiot, już bez dodatkowych opłat za osoby.
  • jednak nawet na terenie pola namiotowego obowiązuje zakaz rozpalania ogniska.
  • wejście na teren ścisłych rezerwatów Rezerwatu Naukowego Ocolaşul Mare i Criniţa Crini odbywa się tylko za pisemną zgoda parku i z ewentualną osobą z administracji.
  • na teren parku można wejść z psem, ale należy trzymać go na smyczy.
  • do parku dostęp mają tylko piesi. Nie można poruszać się po nim pojazdami, ani 4×4 ani enduro, ani w ogóle – nie

Schody do nieba na szczyt Toaca

Od 2018 roku turyście mogą skorzystać ze schodów do nieba wybudowanych niemalże na sam szczyt Toaca. Ten projekt sfinansowany przez Radę Hrabstwa Neamt kosztował 120 000 euro i wymagał użycia helikopterów do transportowania materiałów budulcowych. Jednak wydaje się, że inwestycja była potrzebna, aby chronić miejsce przed tłumnie przybywającymi turystami. Warto dodać, że to nie pierwsze schody na szczyt, takie były tu już w latach 70-tych jednak od dawna nie były bezpieczne do użytkowania, dlatego piesi i tak wybierali drogę dookoła góry. Obecnie w około 20 minut możemy pokonać odcinek z 1771 na 1893 metrów.

Nasz jednodniowy wypad w Góry Calimani

Nasze wyjście na szlak zaczęło się z parkingu obok budki z biletami, gdzie zostawiliśmy 12 lei i zastanawialiśmy się, czy aby na pewno warto. Vana zaparkowaliśmy przy ulicy, tuż obok Cabana Izvoru Muntelui na darmowym parkingu. Tam tez spaliśmy, chociaż Pan biletowy proponował, że za 10 lei wpuści nas za bramę, bo tam jest O WIELE LEPIEJ. I daję słowo, że gdybyśmy tam spali, a te psy  których było w notatce z pamiętnika tak by się darły pół nocy, to pierwsze co bym zrobiła kolejnego dnia to poszła żeby mi te 10 lei oddał. Ale dobra zostawmy już tego nieszczęsnego chłopa od biletów.

Ruszyliśmy czerwonym szlakiem, który był dłuższą opcją. Do schroniska Dochia na 1751 metrów liczył 6,6 kilometra i uwaga 1045 metrów podejścia. Osobiście uważam, ze przewyższenia w Rumunii to jest jakiś kosmos. Gdzieby się człowiek nie ruszył tam na wejściu robi ponad tysiąc do góry, a czasami nawet dwa! Większość trasy biegnie lasem, ale kiedy wychodzimy na otwartą przestrzeń ukazują nam się piękne widoki. Przechodzimy przez teren wyznaczony na pole biwakowe i zatrzymujemy się dopiero pod schroniskiem.


Ceny są powiedziałabym przystępne i tego dnia przybyło tu wielu turystów. Siadamy sobie na ławce z boku i jemy przygotowane przez nas naleśniki z dżemem i czekoladą. Na południe od schroniska możemy zobaczyć najwyższy szczyt masywu, a na jego tyłach znajdziemy szlak prowadzący do obiektów sakralnych. My jednak trochę odpoczywamy i kierujemy się szlakiem czerwonym na północ, który prowadzi na drugi co do wysokości szczyt Gór Ceahlau.



Idziemy płaskim terenem i mamy stąd świetny widok na Jezioro Bicaz, genialny! Mijamy stację meteorologiczna i po 1,5 kilometra (chociaż przysięgam, że było to jak 500 metrów) stajemy u stóp schodów do nieba. W pełnym słońcu gramolimy się na górę uważając, żeby zanadto się nie zagrzać. 500 schodów mija szybko i stajemy na Varcul Toaca. To świetny punkt widokowy, wręcz idealny na zachód słońca. Z tym, że cholernie wieje, więc jeśli chcecie czekać na ten wyjątkowy moment naprawdę ubierzcie się ciepło!



Nam nie udaje się wytrwać do zachodu, więc robimy zdjęcia podczas złotej godziny i zbieramy się na parking. Czeka nas 6 kilometrowe zejście 1070 metrów w dół, więc lepiej się zbierać. Idziemy najkrótszą trasą, która momentami jest bardzo stroma. Oczywiście delikatnie musi skropić nas deszcz, który ostatnimi czasy nie odpuszcza nawet na chwilę. Po niecałych 5 kilometrach docieramy do asfaltowej drogi, którą teoretycznie powinniśmy przeciąć i dalej iść szlakiem niebieskim. Na szczęście razem z nami z gór zeszły dwie inne pary, które mają samochód zaraz obok i sami pytają czy czasem nas gdzieś nie podrzucić. 


Korzystamy z okazji i razem z nimi zjeżdżamy na nasz parking, po drodze zbierając informację o tym co w Rumunii warto zobaczyć i dzieląc się naszymi spostrzeżeniami. Do Vana docieramy o 21:00 i nie zmieniamy miejsca postojowego. Przysięgam, że jak wrócą te psy to samochód odpalam i jadę dalej. 

Na koniec zostawiamy Wam mapkę naszej trasy:


Druga noc minęła jednak spokojnie i była idealnym zakończeniem tego pięknego dnia!
Park Narodowy Gór Ceahlau nas bardzo zaskoczył, był niewielki, tajemniczy i jakże widokowy. Serdecznie polecamy wszystkim będącym w okolicy. Jeden lub dwa dni, to idealny czas na poznanie tych szlaków.
Maja R.

Dodaj komentarz