550 kilometrów od Zakopanego, 650 kilometrów od Krakowa, tuż przy granicy Ukraińskiej znajdziemy najbardziej na północ wysunięty park przyrodniczy w Rumunii. Jeśli mamy w planie zjechanie całego Łuku Karpat zdecydowanie powinniśmy zacząć od niego. Podczas tej podróży nie mogło zabraknąć go na naszej liście, dlatego kiedy dotarliśmy w region Maramureszu dość szybko skierowaliśmy najpierw swe cztery koła, a później swe cztery nogi ku najwyższemu szczytu w tej okolicy – Farcău. Czym zaskoczył nas też szlak? Czy wszystkie pasterskie psy są urocze? Czy 1400 metrów do góry i dół w jeden dzień to dobry pomysł? Lecimy 👇
Park Przyrodniczy Gór Maramuresz
Parcul Natural Munții Maramureșului, czyli rumuński Park Przyrodniczy Gór Maramuresz znajdujący się na północy kraju, tuż pod granicą z Ukrainą. Ten obszar wschodnich Karpat został objęty ochroną w 2004 roku i zajmuje 133 418 hektarów. Na terenie Parku znajdują się cztery rezerwaty przyrody chroniące wyjątkowe gatunki flory i fauny.
Pierwszym jest Szczyt Farcău – Jezioro Vinderelu – Szczyt Mihailecu, w którym znajdziemy rzadkie gatunki kwiatów. Drugim jest obszar przyrodniczy Cornu Nedeii – Ciungii Balasinii, które chroni dużego ptaka łownego cietrzewia. Kolejnym jest Tomnatec – Sehleanu Daffodil Clearing, który jest rezerwatem krajobrazowym i florystycznym. Ostatni to Skały Salhoi – Zambroslavele, rezerwat geologiczny, krajobrazowy i botaniczny.
W Parku Przyrodniczym Gór Maramuresz czeka na nas 171 kilometrów oznaczonych szlaków oraz wyznaczone 3 trasy rowerowe i 4 tematyczne. Najwyższy szczyt Gór Maramuresz znajduje się jednak po ukraińskiej stronie granicy i ejst to liczący 2061 m.n.p.m. Hovarla. Nieco ponad sto metrów niższy jest za to najwyższa góra w obrębie Parku Przyrodniczego Gór Maramuresz i jest to mierzący 1957 m.n.p.m. Farcău – miejsce do którego i my się wybraliśmy.
Wejście na Farcău – wybór szlaku
Nasza trasa nie była zbyt długa i wymagająca, chociaż przyznam że podejście i 1400 metrów i zejście tą samą trasą w ciągu liku godzin mocno dało moim kolanom popalić. Aby dotrzeć na parking, który znajduje się jak najbliżej szczytu musimy zjechać z głównej drogi DN18 między miastami Petrava, a Viseu de Sus. W tym momencie czeka na nas niedokończona jeszcze droga (2021 rok), która miejscami ma tak świeży asfalt, że jeszcze nam dosycha pod kołami, a miejscami szuter sypie się spod kół wyprzedzających i wymijających nas Audi, Mercedesów i innych BMV.
Możesz dojechać do miasta Repedea i już tutaj iść na szlak – niebieski. Ruszając z 502 m.n.p.m. będziesz musiał podejść 1455 metrów na szczyt i zajmie to około 6 godzin.
Możesz minąć miasto i pojechać do końca drogi, do miasteczka Luhei, które mimo że pozwala ruszyć z 608 m.n.p.m. i tak wymaga większej sumy podejść, bo na szczyt idzie szlak czerwony o przewyższeniu 1615 metrów. Ta opcja także będzie wymagała około 6 godzin.
Jednak możesz tak jak my, odbić na północ w mieście Repedea i wąską asfaltową drogą podjechać na 572 m.n.p.m., gdzie na końcu drogi znajduje się piękne pole idealne do zaparkowania tuż obok małego wodospadu. Stąd wychodzi szlak czerwony na zachód i niebieski na szczyt Farcău. Podejście ze wszystkich jest najmniejsze, bo to 1397 metrów do góry – potrzebny czas to około 5 godzin 30 minut.
My wybraliśmy opcję ostatnią ponieważ zależało nam na ustronnym miejscu, aby w spokoju odpocząć z dala od ruchliwej ulicy i mimo wszystko, tętniącego życiem miasteczka.
Przygotowanie na szlak
Na szlaku nie ma schroniska, bo w całym Parku Przyrodniczym jest bodaj jedno. Nie znaleźliśmy też żadnego źródła wody pitnej, a to co była to nie, nie pokusiłabym się o jej wypicie. Głównie ze względu na stada wypasanych owiec. Mieliśmy akurat szczęście, bo wypas owiec odbywa się tu tylko przez trzy miesiące – na tyle park wydaje pasterzom pozwolenie i są to czerwiec, lipiec, sierpień.
Jednak przy okazji wypasania owiec i przy tym szczęściu mieliśmy też trochę pecha, bo po raz kolejny trafiliśmy na psy pasterskie. To tej pory nie myliśmy z nimi żadnych problemów i tym razem także obyło się bez niebezpiecznych sytuacji – ale! O tym dalej.
Tak więc co ze sobą zabrać? Idąc nawet na jeden dzień – jedzenie i wodę, coś ciepłego do ubrania, bo w środku sierpnia żałowałam, że nie mam ze sobą rękawiczek! Poza tym kijki trekkingowe przy takim przewyższeniu na pewno się przydadzą, plus mogą pomóc odstraszyć ogromne pasterskie psy.
Wejście na teren parku jest naturalnie bezpłatne, tak jak bezpłatne są wszystkie miejsca parkingowe w okolicy. PLUS na terenie całej Rumunii można biwakować legalnie, więc jeśli chcecie warto rozważyć nocleg w górach, np. nad Jeziorem Vinderel.
Góry Maramuresz, a niedźwiedzie
Czy należy bać się niedźwiedzi? My takiego osobnika nie spotkaliśmy, ale jest to jak najbardziej możliwe. Głównie na wysokości 1000 – 1300 m.n.p.m. Według informacji dostępnych na stronie parku, w okresie wiosennym i jesiennym niedźwiedzie brunatne mogą schodzić w niższe partie w poszukiwaniu pożywienia, tj. w okolice 500 – 1000 m.n.p.m.
Na szczyt Farcău – nasza trasa
Jak wspomniałam ruszyliśmy z górnego parkingu nad miastem Repedea, gdzie z samego rana wyszliśmy na niebieski szlak. Początkowo trasa nie była zbyt widokowa, a pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że widokowa nie była wcale. Wiodła bowiem przez las i tak długo, długo, długo. Na trasie można minąć kilka drewnianych chatek i gospodarstw, gdzie chłopki doglądają swoich krów i owiec, a psy lekko na nas szczekają z furtki przed małym domem.
Kiedy w końcu wyszliśmy na otwartą przestrzeń naszym oczom ukazały się piękne widoki. Od razu z pamięci przywołaliśmy Szkocję, która odwiedziliśmy w ubiegłym roku, bo kolor i soczystość zieleni była wypisz-wymaluj jak ta na wyspach królowej. Początkowo trzymaliśmy się jeszcze tej trasy, która wyszliśmy z lasu. Jednak szybko okazało się, że szlak swoją drogą, a my swoją drogą. Nie ma się co denerwować, a raczej wziąć to za naturalne – nie wszystkie szlaki w parkach narodowych Rumunii są dobrze oznakowane. Ten stanowczo nie był. Dodatkowo wybór odpowiedniej ścieżki utrudniał fakt, że ilość ścieżek w tych okolicach była ogromna. Dlaczego?
Góry Maramuresz w wersji 4×4
Nie do końca wiem, jak wygląda do prawnie, ale Góry Maramuresz są rajem, RAJEM dla pojazdów 4×4. Offroad w Maramuresztu to niezwykle popularna forma spędzania wolnego czasu, więc w każdym kierunku prowadzi jakaś wyjeżdżona przez terenówki trasa. Jedna z nich podchodzi prosto pod Jezioro Vinderel, tego objętego ochroną nie tylko Parku Przyrodniczego, ale też Rezerwatu Przyrody. Jednak może bezpieczniej byłoby przyjechać tutaj samochodem, niż jak my przyjść na pieszo i wyjść prosto na stado owiec strzeżonego przez zgraję psów.
Pierwsze starcie z pasterskimi psami
Co z tymi psami? Jak zwykle w takich sytuacjach nie chcemy poddawać się nerwom i po prostu podchodzimy do tego z chłodną logiką – po to psy tu są, aby szczekały i strzegły swego stada. Dlatego kiedy te nas wypatrzą i zaczynają podnosić głos my pokornie stajemy i czekamy. Te najczęściej podbiegają na dość bezpieczną odległość i po chwili tracą większe zainteresowanie, a nawet jeśli ciągle nas obserwują to pozwalają spokojnie ominąć stado. Tak było – do wtedy.
Byliśmy tuz przed Jezioro Vinderel, kiedy na polanie dostrzegliśmy stado owiec, norma. Dostrzegliśmy stado psów, wyjątkowo duże, bo liczyło około 12 sztuk całkiem dużych psów, co nas zdziwiło – biorąc pod uwagę nie aż tak znowu wielkie stado owiec. Jednak nasze największe zdziwienie było wtedy, kiedy my swoim starym sposobem przystanęliśmy, a te psy całą ekipą ruszyły w nasza stronę, a za nimi prosto z góry ruszył pasterz krzyczący w niebogłosy, wymachujący wielkim kijem i rzucający w nie kamieniami. Stanęliśmy jak w ryci, bo uwierzcie – ten pasterz biegł do nas szybciej niż te jego psy. W tych gumowcach, z kijem i kamieniami dobiegł do nas pierwszy i stanął na straży ciągle odganiając swoje własne zwierzęta. To był pierwszy moment, kiedy dotarło do mnie, że jednak nie wszystkie pasterskie przy są tylko wizualnym straszakiem. Skoro sam ich właściciel ruszył za nimi w taką ekspresową pogoń, chyba jednak musi być coś na rzeczy. Odetchnęliśmy z ulgą i podziękowaliśmy. Nadal przerażeni odeszliśmy nad taflę Jeziora Vinderel.
Największe lodowcowe Jezioro Vinderel
Po tej sytuacji szybko jednak zmieniliśmy zdanie o gotowaniu tutaj obiadu. Raz, bo w tym największym lodowcowym jeziorze w parku przyrodniczym całymi raciczkami stały owce i piły wodę, a kijanki im spod tych raciczek uciekały. To dwa chcieliśmy usiąść i odpocząć stanowczo z dala od tej zgrai. Wyszliśmy jeszcze trochę wyżej i na ostatni kilometr przed szczytem zarządziliśmy przerwę obiadową. Przy okazji podjechała do nas jedna rumuńska ekipa terenówką i wdała się z nami w dyskusję o samochodach, górach, Ukrainie, a przy okazji dowiedzieliśmy się, że po rumuńsku „poza” to zdjęcie, więc na odchodne strzeliliśmy sobie razem wspólną pozę, tzn. oni zrobili ją sobie z nami i jakoś zapomnieli nam jej wysłać.
Farcău – najwyższy szczyt Parku Przyrodniczego Gór Maramuresz
Niestety szczyt Farcău wygląda dość smętnie z tabliczką przytwierdzoną do płaskiego kamienia, dlatego odpuściliśmy sobie wzniosłą fotografię ze zdobycia szczytu, a zwyczajnie usiedliśmy przy stromej krawędzi i patrzyliśmy na północ i nie tak dalekie ukraińskie szczyty. Co ciekawe podczas podejścia niefortunnie wiał na nas okropnie zimny wiatr, że na szczycie ledwo otworzyliśmy dłonie zaciśnięte na kijkach. Na Farcău za to świeciło słońce, a wiatr zaszył się gdzieś w dolinach, więc mogliśmy odpocząć w naprawdę pięknych okolicznościach.
1400 metrowe zejście ze szczytu
Zejście na parking było tak żmudne i monotonne i oczywiście poszliśmy inaczej niż przyszliśmy i do tego raz zgubiliśmy drogę i musieliśmy się wracać. Ponownie trafiliśmy na stado owiec i ponownie z psami, jednak te były na tyle ugodowe, że pozwoliły nam iść swoim śladem i tylko jednemu nie spodobał się chyba kontakt wzrokowy, bo potraktował mnie warczeniem – ale pasterz potraktował go krzykiem i ten chyba uznał, że wrzuci na luz. Podczas całej drogi powrotnej śpiewałam sobie o tym jak mi się nie chce, aż do mementu kiedy Krzysiek się wkurzył i uznał, że basta.
Nareszcie parking
Na parkingu jakaś rumuńska rodzina robiła sobie piknik w cieniu naszego Vana, więc jeszcze chwilę porozmawialiśmy sobie z dwójką młodych chłopców, którzy przyjechali na wakacje do babci, bo na co dzień mieszkają w UK. Swoją drogą zadali śmieszne pytanie, dlaczego jesteśmy w Rumunii, skoro nie umiemy mówić po Rumuńsku i razem z jego mamą próbowaliśmy im wytłumaczyć, że nie trzeba umieć jakiegoś języka aby odwiedzać jakiś kraj. Także takie czasami czekają na nas zadania.
przewyższenia: 1458 metrów do góry
szacunkowy czas: 8 godzin
Oczywiście powyżej zostawiam Wam mapę naszej trasy, być może pomoże Wam ona zaplanować swój wypad w Góry Maramuresz.
Maja R.