Gruzińska Droga Wojenna łącząca Tbilisi z Rosją prowadzi do górskiego raju na północy kraju – znanego regionu Kazbegi. Będąc w stolicy, z pewnością trafisz na agencje turystyczne, które zaproponują Ci jednodniową wycieczkę do Kazbegi. Możesz też wybrać się komunikacją miejską, taksówką czy wynajętym lub własnym samochodem. Nie tylko jej cel, czyli Kazbegia jest atrakcyjna, a sama droga przynosi mnóstwa wrażeń. Jeśli wybierasz się tutaj latem, opcji na poznanie tego regionu jest tak wiele, że zabraknie Ci tygodnia, ale co z zimą?
Czy wycieczka do Kazbegi zimą ma sens? Co można, a co warto zobaczyć? Czy wyjazd do Kazbegi zimą jest bezpieczny? Zapraszamy do naszego przewodnika po zimowej Kazbegi!
W Gruzji spędziliśmy łącznie 3 miesiące! Sprawdź inne nasze przewodniki!

Gruzińska Droga Wojenna – czy zimą jest przejezdna

Gruzińska Droga Wojenna – jak nie utknąć na końcu świata

Gruzińska Droga Wojenna – jakim środkiem transportu
Najtańszym wyjściem jest zakup biletu w transporcie publicznym i przejazd Marszrutką. Ta przyjemność kosztować może około 15 lari, ale minus jest jeden – jedyny i wystarczający – ten bus nie zatrzymuje się po drodze po to, abyś Ty mógł wysiąść i zwiedzać. Dlatego ta opcja nie jest najlepsza, a przynajmniej nie w obydwie strony. Jeśli jednak w jedną stronę odwiedziesz wszystkie atrakcje, warto wziąć pod uwagę, aby marszrutką wrócić za paręnaście lari do stolicy kraju.
Ciekawą opcją i naprawę korzystną cenowo jest wzięcie dzielonej taksówki, a cena może zejść do 25 lari za osobę. Jeśli taksówkarz zatrzyma się przy wszystkich atrakcjach, to bajka!
W centrum Tbilisi z pewnością natkniecie się na biura podróży i osoby namawiające na ulicach na wycieczkę zorganizowaną. Taka może kosztować około 25-30 euro za osobę, wiele zależy od samego sprzedającego i Twoich negocjacji.
Z kolei wynajem własnego samochodu, może kosztować około 20-50 euro za dzień. Rozbieżność cenowa jest duża, ale aby wybrać się zimą na Gruzińską Drogę Wojenną, postawiłabym jednak na auto z napędem 4×4. Nie, żeby było KONIECZNE, ale wynajmując normalny samochód, jeśli dostaniemy taki z letnimi oponami (a to prawdopodobny scenariusz), to możemy być, w czarnej..

Gruzińska Droga Wojenna – informacje w pigułce
Droga łączy Tbilisi, czyli stolicę Gruzji z Władykaukazem w Rosji i liczy łącznie 208 kilometrów, z czego po stronie Gruzińskiej jest to 165 kilometrów. Najwyższy punkt przechodzi przez Przełęcz Krzyżową na wysokości 2379 m n.p.m. W miejscu tym od tysiąca lat stał krzyż postawiony zapewne za sprawą gruzińskiego króla Dawida Budowniczego, chociaż ten dzisiejszy datuje się na rok 1824.
Trakt znany jest od tysiącleci i przecinały go liczne ludy, a w średniowieczu odgrywał ogromną rolę militarną i handlową. Obecna forma drogi pochodzi z XIX wieku i jest efektem rosyjskiej przebudowy po anektowaniu Wschodniej Gruzji. Ci wykorzystywali go do szybkiego transportu wojsk przez Wielkim Kaukaz.

Atrakcje Gruzińskiej Drogi Wojennej – WERSJA ZIMOWA
Mccheta – dawna stolica kraju
Kilka kilometrów po wyjechaniu ze stolicy czeka na nas pierwszy przystanek, miasto Mccheta. Jedno z najstarszych miast Gruzji, gdzie archeologowie odnaleźli ślady życia w epoce brązu. Miasto było stolicą gruzińskiego Królestwa Iberii. Z kolei, kiedy Św. Nino w IV wieku przyniosła do Gruzji chrześcijaństwo, właśnie tutaj proklamowano je jako religię państwową.
Mimo późniejszego przeniesienia stolicy do Tbilisi, Mccheta nadal jest najważniejszym ośrodkiem Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego. Przez wiele lat po tej zmianie koronowano tutaj władców, a później chowano ich w najważniejszych obiektach sakralnych Mcchety.
O zwiedzaniu miasta powstanie odrębny wpis, ale na szybko zostawiam najważniejsze punkty:
- Kościół Dżwari z VI wieku – znajduje się po drugiej stronie rzeki i jest najlepszym punktem widokowym na miasto
- Sabór Sweti Cchoweli z XI wieku, Monastyr żeński Samtawro – zlokalizowane w centrum miasta
- Monastyr Shiomgvime – leżący kilka kilometrów za miastem w pięknym, wapiennym kanionie







Twierdza Ananuri – nad wodami Żinwali
Kolejny odcinek trasy ciągnie się wzdłuż Zbiornika Żinwali, po którym widać, że zimą poziom wody zauważalnie spada. Mimo wszystko nadal robi całkiem niezłe wrażenie, ale nasze oczy ślizgają się już po pierwszych budkach z pamiątkami, aż do ich punktu kulminacyjnego na parkingu pod Twierdzą Ananuri.
Twierdza z XVI-XVIII wieku brzmi dumnie i chociaż nadal wygląda pięknie na tle Żinwali, to widać, że lata świetności ma już za sobą. Ten pałacowo-klasztorny kompleks książąt Aragwi rządzących regionem od XIII wieku był świadkiem wielu bitew, aż to jednej pamiętnej z 1739 roku. Wtedy władca księstwa Ksani podpalił twierdzę i przejął władzę w regionie. Niedługo później wybuchło też chłopskie powstanie, dla których podobno nikt nie miał litości.
Zwiedzanie jest bezpłatne, można wejść na mury i jedną z ocalałych baszt. Latem byłoby widać wodę niemal od razu za murami, zimą jednak przez jej niski poziom nie uświadczymy tego widoku. Niemiej, nadal podziwiać możemy kościelne wieże.
Warto wejść do środka Kościoła Matki Boskiej, kobiety muszą zakryć głowy, chociażby czapką, a mężczyźni z kolei czapki muszą zdjąć. Wewnątrz nie można robić zdjęć, ale warto przyjrzeć się kilku freskom, które widać w miejscu, gdzie odpadł biały tynk. To ciekawe, jakby malunki zostały zakryte/zagipsowane.





„Muzeum” starych samochodów
Muzeum w cudzysłowie, bo tego nikt oficjalnie nie wie. Jadąc droga przez miasteczko Pasanauri, po lewe stronie zobaczymy stare porzucone samochody na poboczu drogi. Zaintrygowani, parkujemy więc kawałek dalej i idziemy zobaczyć co to za radzieckie wynalazki. Okazuje się, że za płotem jest ich więcej, całe cmentarzysko porzuconych, niszczejących pojazdów przyprószonych śniegiem. Pokusiłam się, aby wejść kawałek dalej między samochody i zrobić tym wrakom kilka zdjęć, ale zaraz zobaczyłam zbiegające się psy robiące sporo hałasu.
Wyszliśmy na drogę przejść się kawałek, a tu jakiś Pan Gruzin z okna woła do nas, że to jest jego muzeum i może nas wpuść za 10 lari za osobę (ok 13zł). Na nasze kręcenie głowami cena spadła do 10 lari za dwójkę, ale nadal miło odmawiamy.
Nie twierdzę, że to oszustwo, ale też nawet palca nie dam sobie uciąć, że to było jakiekolwiek muzeum. Niemniej miejscówka ciekawa, gdyby ktoś chciał mocniej pobuszować w tych samochodach, to polecam jednak kupić ten „bilet”, niech będzie.









Gudauri – najpopularniejszy resort narciarski
Narciarski resort najpopularniejszy i najwyższy w całym kraju. Znajdziemy tutaj hotele i wypożyczalnie sprzętu. Wyciągi i trasy o różnej trudności, gdzie cena karnetu na cały lub kilka dni jest plasterkiem na serce każdego, kto chociaż raz zapłacił za wyciąg narciarski w euro.
My z wielu różnych powodów, mimo że przez Gudauri przejeżdżaliśmy już sześciokrotnie (w tą i z powrotem!), nadal nie zatrzymaliśmy się na narty. Nie pytajcie, smutek nadal ściska mi serce. Oznacza to jednak, że kilkudniowy wypad na narty do Gudauri nadal jest wysoko na liście! Prócz narciarskiego resortu nie ma tutaj żadnych atrakcji do zwiedzania.


Pomnik przyjaźni Rosyjsko-Gruzińskiej
Jadąc niewiele dalej, czeka nas kolejny postój. Tym razem atrakcją jest Pomnik Przyjaźni Rosyjsko-Gruzińskiej postawiony w tym miejscu 1983 roku, który niewątpliwie jest najbardziej charakterystycznym punktem trasy. Kamienny półokrąg z kolorowymi mozaikami przedstawiającymi sceny związane z sytuacją w Gruzji i Rosji łączy pośrodku matka z dzieckiem, a po jej dwóch stronach są odpowiednio dwie cerkwie: Gruzińska i Rosyjska.
Cały projekt jest dziełem gruzińskiego architekta, a autorami mozaik są wybitni artyści. Pomnik upamiętnia 200-steną rocznicę podpisania traktatu georgejiwskiego, o którym niestety już kilka lat później Rosjanie chyba zapomnieli i bezceremonialnie go złamali.





Stepancminda – Cerkiew Cminda Sameba
Ostatnie takie miasto przed granicą Rosyjską i najczęściej główny cel podróży Drogą Wojenną (a szkoda, ale o tym zaraz). Nie da się ukryć, że wszyscy przyjeżdżają tutaj w jednym celu, aby zobaczyć i zrobić „to zdjęcie” z cerkwią Cminda Sameba na tle gór Kazbegi i jego króla – Kazbeku.
W mieście ponownie nie ma nazbyt wiele atrakcji, prócz zobaczenia legendarnego kościoła, który leży 5,5 kilometry od miasta drogą samochodową, oraz niecałe 3 kilometry drogą pieszą. Cerkiew położona na wysokości 2180 m n.p.m. i dotarcie tutaj wymaga pokonanie 450 metrów do góry. Opcje mamy dwie:
- Możemy zdecydować się na wjazd pojazdem z napędem 4×4, które dzielnie śmigają na szczyt nawet w środku zimy, a przejazd nim w dwie strony to wydatek rzędu 70 lari za osobę (sezon 2021/2022). Możesz spróbować tylko wjechać samochodem, wtedy usłyszysz cenę 50 lari, ale nam udało się raz wjechać za 40 lari za osobę (przy okazji próby zdobycia Kazbeku).
- Możesz też wybrać się na pieszą wycieczkę, co w sumie rekomenduję, po tylu godzinach jazdy warto rozprostować kości. Musisz jednak mieć na uwadze, że nie zawsze zimą trasa piesza będzie dostępna. My wchodziliśmy do kościoła dwa razy i za pierwszym razem był to ponad 10-kilometrowy spacer w oby dwie strony, a dopiero za drugim razem szlak był przetarty i mogliśmy znacząco skrócić drogę.



Stepancminda – trekking na lodowiec Gergeti
Jeśli masz w Stepancminde więcej czasu, a szczególnie kiedy spędzasz tutaj noc, warto wziąć pod uwagę trekking na lodowiec Gergeti! Wymaga to jednak innego przygotowania (przypominam, że ten wpis dotyczy zimowego wyjazdu). Na lodowiec z kościoła czeka nas trekking liczący 20 kilometrów w obydwie strony i potrzeba na niego całego dnia.
Podczas naszej wizyty w grudniu-styczniu nie było dużo śniegu i spotkaliśmy francuza, który spacerował w adidasach – co wcale nie było głupie, bo naprawdę na tym odcinku nie było śniegu niemalże wcale. Jednak nie zawsze musi tak być, a okazać się może, że bez nart lub rakiet śnieżnych trekking będzie niemożliwy.





Stepancminda – baza wypadowa na Kazbek
Tutaj tylko wspomnę, że miasteczko Stepancminda jest też bazą wypadową na Kazbek. Zimowe eskapady nie są tak popularne, jak te latem, wymagają zupełnie innego sprzętu, przygotowania i czasu! To nie są przelewki, a o naszej próbie wejścia na Kazbek napisałam już na blogu, więc serdecznie zapraszam do zobaczenia naszych zmagań z zimowym pięciotysięcznikiem!





Wodospady Gvelti – jeszcze dalej niż północ
W Stepancmide kończy się transport publiczny, więc jeśli chciałbyś jechać dalej, musisz wynająć samochód 4×4 (co nie powinno kosztować więcej niż 80 lari za całą wycieczkę). Mając swój samochód, nie zastanawiaj się i rusz jeszcze kilka kilometrów na północ!
Jeszcze bliżej granicy z Rosją roztacza się piękna Dolina Terek, i mimo że zimą wody w niej niewiele to widoki nadal pozostają imponujące. Dnia, kiedy zdecydowaliśmy się jechać nad wodospady, pogoda ewidentnie nie dopisywała, co chyba spotęgowało efekt dark. Samochód zaparkować można przy drodze obok wsi Tibaiskali.
Stąd czeka nas spacer 1,5 kilometra do Wielkiego Wodospadu Gvelti i 1,2 kilometry do małego wodospadu. Łącznie to około 3,5 kilometra trasy, która zimą jest fatalna, jeśli masz raczki, koniecznie je zabierz! My oczywiście mamy raki, ale nie pomyśleliśmy, że tutaj mogą się przydać – żałuję. Trzeba naprawdę mocno uważać, bo droga to istne lądowisko. Z kolei na końcu czekają na nas potężne lodospady. Ciekawe, czy jest taki okres zimy, że wodospady te zamarzają całkowicie?
Ps. dosłownie dwa kilometry dalej leży Monastyr Dariali, o którym dowiedzieliśmy się zbyt późno. Na zdjęciach wygląda interesująco, więc nie bądźcie jak my i nie zawracajcie nazbyt wcześnie!










Dolina Truso, wioska Sno i baseny Pansheti
To niezwykle popularne miejsca, odwiedzane w Kazbegi… latem! Niestety zimą musimy obejść się smakiem i kamienne głowy w Sno, czy o trekkingach w Dolinie Truso musimy zapomnieć. Wjazd samochodem w te okolice jest niemalże niemożliwy, a my znając Gruzińskie drogi, z pewnością nie podejmiemy takiego ryzyka.
Niestety wiele miejsc, które często okrzyknięte są perełkami tego kraju zimą są niedostępne, warto mieć tego świadomość. Tak jak wioska Ushguli w Swanetii, Przełęcz Abano w Tushetii są zimą niedostępne, przynajmniej w najprostszej wersji wjazdu tam samochodem.
Dla lubiących nieco adrenaliny istnieje możliwość wynajęcia quadów w kilku punktach na trasie, więc może z ich pomocom uda się odbyć ciekawy trip i chociaż trochę zajrzeć do dwóch popularnych dolin? My tej opcji nie próbowaliśmy, ale jeśli masz czas, chęci i lubisz taką zabawę – warto spróbować!


Mam nadzieję, że zarówno opisem, jak i zimowymi kadrami zachęciłam Cię do zimowej wizyty w Kaukazie. Mimo że nie skorzystasz ze wszystkich atrakcji, jakie daje podróż tą trasą, to nadal jest to niezwykle atrakcyjna wyprawa, pełna pięknych krajobrazów i dobrego jedzenia.
My z kolei mamy wielką ambicję, aby przejechać trasę jeszcze raz, latem i zajrzeć w jej niedostępne w okresie zimowym zakątki!
A Ty? Jesteś team lato, czy zima w Kazbegi?
Daj znać w komentarzu!
Całuję, Maja R.